Reklama:

śpiaczka (15627)

Forum: Neurologia - forum dla rodziny i pacjenta

gość
05-09-2016, 20:07:43

Justynko moj mąż miał nie całe 5% miał nie żyć nie dawali mu szans zarazili Go bakteria szpitalna byl na wspomaganym oddechu teraz oddycha sam polyka jest w pelni logiczny na początku nie ruszał niczym oprocz pionowego ruchu gałek ocznych teraz rusza glowa ma sabilizacje glowy i obreczy barkowej zaciska prawa reke a jak sie wkurzy to i podniesie w łokciu prawa strona jest silniejsza. Odpowiada ruchami głowy swiadomie oddaje mocz i jak to moje dzieci mowia nr 2. Trwa to juz prawie trzy lata (w lutym minie) a mial nie zyc. Pozdrawiam i trzymam kciuki Sylwia.
P.s powiedz siostrze ze jak sie podda to on zrobi to samo
gość
06-09-2016, 22:52:40

Błagam o kontakt do prof. Talara. Szukam ratunku dla mego taty. Proszę o jakieś namiary
gość
08-09-2016, 12:57:46

Jan Talar tel. 0604-449-599
gość
08-09-2016, 18:53:57

Witam pisze do Was bo nie wiem gdzie juz szukac pomocy;( moja mama jest od 6 lat w stanie minimalnej swiadomości po wypadku. i była w domu cały czas wiadomo raz lepiej raz gorzej ale było wporzadku w maju miała przeszczep komórek macierzystych z PBKM w Krakowie . i się zaczeło podróż do krakowa zniosła super z Krakowa juz było bardzo zle caly czas sie denerwowała i spinała. po dwoch dniach wystąpiła gorączka wylądowała w szpitalu dostała antybiotyk w sumie bez jakiejkolwiek diagnozy poźniej okazało sie ze zastawka komorowo otrzewnowo zatkała wymienili ją ale ciągle coś jest nie tak od maja ciągle występują gorączki i dostaje takich dziwnych ataków cała się spina i głośno oddycha i to trwa jakąś godzinę. Jest tak mocno spięta ze nie idzie jej dotknąć wszystko ją boli i jest bardzo wrażliwa. po tym ataku gorączka rośnie do 39 albo ponad dostaje leki przeciwbolowe i przeciwgorączkowe np pyralgine i wszystko znów się normuje aż goraczka spadnie a ona spi bo jest tak wykończona. jak wzywaliśmy pogotowie to mówili ze moze byc to padaczka ale ona przyjmuje leki przed majem (depakine 300 dwa razy dziennie) teraz ma depakine po 500. jak ma atak jedna pielegniarka kazala podawac relanium ale to i tak nic nie pomaga lekarze nie maja pojecia co to jest bo ponoc po padaczce nie ma gorączki. Czy jest tu ktoś kogo podopieczny moze mial takie napady i wiedzialby jak pomóc???Ja juz nie mam siły od maja ciągnie się ten koszmar.Chcialam jej pomóc a tylko zaszkodzilam strasznie mi z tym źle, ale wiem ze czasu nie cofne :( POMÓŻCIE mi...
gość
09-09-2016, 07:38:45

Witm. Nigdy nie myślałam, że trafie na to forum ale jak widać życie jest okrutne :( 3 tygodnie temu mój szwagier miał wypadek samochodowy, uderzył głową w deske rozdzielczą i niestety dostał dużego urazu mózgu. Był od razu operowany, lekarze nie dawali mu dużych szans ale nadal żyje. Jest w śpiaczce. Reaguje na ból, jedno oko otwiera ( drugie oko jest uszkodzone, nie będzie na nie widział) i wydaje nam się, że wodzi wzrokiem po osobach przy jego łóżku. Ściska ręke, wydaje nam się że czasami na polecenie. Ruszą rękami i nogami. Jest pod respiratorem. Ciśnienie mu się podnosi jak do niego mówimy, on zawsze lubił bawić się włosami mojej siostry i teraz jak ona mu je wkłada do ręki to rusza palcami i bawi się nimi jak dawniej.
Widze, że jest tu wiele osób których bliscy sa w śpiączce. Myślicie, że jak na czas 3 tygodnie po wypadku to dobre oznaki? Kiedy wasi bliscy zaczęli reagować? My się cieszymy każdym jego postępem ale to tak długo trwa :(
Szwagier ma dwójke małych dzieci, dzieci myślą że tata wyjechał do pracy :(
gość
11-09-2016, 17:53:38

Kochani!
Obiecałem sobie, że jeśli sytuacja u nas zacznie się klarować, to opowiem Wam naszą historię. Być może kogoś ona pocieszy, komuś doda więcej siły do działania.
20.06 tego roku, mojej mamie pękł tętniak tętnicy środkowej mózgu. O tętniaku nikt nie miał pojęcia, mama czuła się bardzo dobrze oraz miała wybitnie zdrowy tryb życia. Jadła ekologicznie, uprawiała sporty, nie miała nadmiernych stresów. Nie miała także nałogów. Pęknięcie tętniaka spowodowało bardzo rozległy wylew śródczaszkowy. Krew przebiła się do komór skutkując ostrym wodogłowiem oraz niedowładem obustronnym. W trakcie wylewu mama była w pracy, a że pracuje w pobliżu szpitala, pomoc nadeszła stosunkowo szybko. W momencie przybycia do szpitala mama była pacjentem w najgorszym stanie zdrowia spośród tam obecnych. Następstwem wylewu było migotanie przedsionków oraz inne problemy układu krążenia. W skali Glasgow otrzymała zaledwie 4 punkty (3 pkt to śmierć mózgu). Nie kwalifikowała się do żadnego zabiegu. Szpital jednak był w pełni przygotowany na moment, w którym lekarze ją ustabilizują (gwoli ścisłości - mowa o szpitalu przy ulicy Arkońskiej w Szczecinie).
Gdy ten moment nadszedł, lekarz neurochirurg przeprowadził operację embolizacji tętniaka. Następnie założono drenaż. Mama zaintubowana, w stanie śpiączki farmakologicznej trafiła na oddział intensywnej terapii. Tam spędziła ponad trzy tygodnie. W tym czasie miała słabsze momenty. Była w stanie ciągłego zagrożenia życia. Lekarze oraz pielęgniarki wykonały fantastyczną pracę przy opiece nad nią. Ze śpiączki nie chciała się zbyt szybko wybudzić. Ciężko jednak znaleźć moment, w którym można było powiedzieć, że jest wybudzona. Oczu nie otwierała od czasu urazu przez półtora miesiące. Na OIOIMIE złapała jakąś infekcję, przez chwilę podejrzewano zapalenie opon mózgowych, wykonano także operację zszycia opony, ponieważ po wyjęciu dranażu, płyn mózgowo-rdzeniowy wyciekał. Na intensywnej terapii odwiedziny (widzenia pojedynczo) możliwe były tylko w godzinach 14:00 do 16:00. W tym czasie do mamy ustawialiśmy się w długich kolejkach. Każdego dnia było u niej pewnie ok. 10 osób. Każdy miał inną historię jakie znaki ona mu/jej dała. Niektórzy wynosili błędne odczucia, jak to, że mama unosiła palec u stopy, niby w geście, że chce, żeby ją ktoś tam dalej dotykał - w rzeczywistości był to Objaw Babińskiego świadczący o patologii neurologicznej. Nikt nikogo nie wyprowadzał z błędu, bo każdy potrzebował trzymać się choć najmniejszych oznak tego, że mama przetrzyma ten najgorszy czas i jakoś to będzie. Tworzyliśmy zgraną grupę, która bardzo wspierała siebie nawzajem, a najbardziej ją. Każdy wnosił coś swojego. Jesteśmy w większości niewierzący, jeśli jednak ktoś chciał się modlić, to się modlił, jeśli ktoś chciał wysyłać energię drogą słoneczną, to tak robił. Inni byli do bólu matematyczni. Byliśmy razem pomimo odmiennych historii i upodobań. Stanowiliśmy monolit. Oprócz działań lekarzy i pielęgniarek jest to kluczowe dla osoby w takim stanie. Uczulam wszystkich również, że utrzymanie dobrych relacji z osobami opiekującymi się pacjentem w szpitalu jest cholernie istotne. Warto chwalić ich za wykonywaną pracę i dziękować im za to co robią (a robili dużo i robili to dobrze). To tylko zwiększa szansę na to, że będą opiekować się chorym z większym zaangażowaniem, oraz, że będą przekazywać więcej istotnych informacji rodzinie.
Po trzech tygodniach na intensywnej terapii (wciąż w śpiączce lecz samodzielnie oddychała przez rurkę tracheostomijną) została przewieziona na oddział neurochirurgiczny, gdzie spędziła ponad miesiąc. Przez cały ten czas była monitorowana. Pielęgniarki oraz salowe na oddziale były niesamowite. Ich nastawienie do pacjenta oraz zaangażowanie w wykonywane czynności bez żadnych zarzutów. Na oddziale można było być u mamy cały czas. Dlatego od godziny 7:00 do 22:00 siedzieliśmy w jej pokoju. Rozpisaliśmy sobie dyżury, tak, żebyśmy też mogli pracować/uczyć się w stopniu, który pozwoli przetrwać. Karmiona była przez sondę, więc wyznaczyliśmy także dyżurnych kucharzy, który będą przygotowywać jej jedzenie. Wszystko było dobrze zaplanowane. Ciągle byliśmy razem. Ciągle działaliśmy. Spotykaliśmy się po nocach, ustalać dalsze kroki, czasem pić i podpłakiwać. Na osobny rozdział zasługuje Pani Marzena - rehabilitantka ruchowa na oddziale. Gdy my obchodziliśmy się z mamą jak z jajkiem - czytając jej książki, puszczając muzykę, opowiadając historie, prosząc ją o to żeby była dzielna - Pani Marzena weszła do pokoju i powiedziała - wstajemy!!!. Przy pionizacji mama po raz pierwszy otworzyła na kilka sekund oczy. Bez dalszego rozpisywania się, cały miesiąc stał pod znakiem pozbywania się różnych rurek z jej organizmu. Wiązało się to z nauką odkrztuszania, przełykania itd. Czasem siłą wpychaliśmy jej jedzenie, wmasowując je praktycznie do żołądka. Zjedzenie 200ml zupy zabierało 2 godziny. Ciężka praca dawała jednak rezultaty, a to było dla nas najpiękniejsze i motywujące. Żeby z takim pacjentem pójść do przodu musicie często być w stanie zaryzykować, ale także wziąć za to odpowiedzialność. Tzn. że jak chcecie wyjąć sondę żywieniową i obyć się bez PEGa (niekoniecznie było nam to rekomendowane w tamtym czasie) to bądźcie gotowi na mozolną pracę i poświęcenie. Szpitale nie mają takiej możliwości, żeby wyznaczyć pielęgniarkę, która będzie stać nad pacjentem z łyżką po 10h dziennie. Dobrze, że było nas tam tyle osób - bo każdy miał inny pomysł i w czymś był lepszy od innych. Rehabilitacja ruchowa była 2 godziny dziennie z czego jedna godzina prywatnie. Prawie każdego dnia robiliśmy mały krok do przodu. Bywały jednak dni, kiedy się znacznie cofaliśmy. Wychodzenie z takiego urazu jest stopniowe, nie jest to ciągły proces. Coś co wyszło wam dzisiaj, może jutro znów nie działać. Dlatego trzeba mieć dużo cierpliwości i wiary w ludzką siłę. Przez ten miesiąc udało nam się usunąć wszystkie rurki. Wyjęto tracheo, wyjęto sondę i cewnik. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu rehabilitantów mama była w stanie zrobić kilkanaście kroków z asystą. Nie mówiła jednak ani słowem. Po ok. dwóch miesiącach od urazu przenieśliśmy się do kliniki rehabilitacyjnej szpitala im. Jurasza w Bydgoszczy.
Ja (syn) oraz moja dziewczyna przeprowadziliśmy się tutaj, żeby z nią być na okrągło. Co chwila dojeżdża do nas ktoś z rodziny, żeby mamę oraz nas wspierać. Dzisiaj np. jest z nami moja siostra oraz siostra mamy. Są z nami ludzie bez względu na to czy pracują i mieszkają w W-wie, Wrocławiu czy Szczecinie. Po trzech tygodniach zajęć - fizjoterapia, fizykoterapia, psycholog, hydroterapia, terapia zajęciowa i logopedia - mama się z nami komunikuje werbalnie. Nie robi tego zbyt ochoczo, trzeba ją namawiać. Mówi cicho oraz głównie pojedynczymi słowami. Czasem są to krótkie zdania. Niewiele pamięta. Wciąż jej się wszyscy mylimy. Nie posiada prawie wcale pamięci krótkotrwałej. Nie potrafi myśleć abstrakcyjnie. Przejdzie sama nawet 400 metrów, czasem ja siadam na jej wózek, a ona mnie wozi po oddziale. Razem oglądamy filmy, zdjęcia, czytamy magazyny, kolorujemy itd. Mama spożywa posiłki sama (zamówiliśmy light-boxa, żeby też nie skupiać się zbytnio na gotowaniu tych posiłków - trzeba także rozsądnie gospodarować swoimi siłami). Emocjonalnie mama była bardzo labilna, co chwila płakała. Włączyliśmy w kurację leki przeciwdepresyjne, tymczasowo pogorszyły trochę mamie stan fizyczny, polepszyły psychiczny, co było priorytetowe. Mama ma obniżony napęd. Ciężko ją zmotywować do ćwiczeń, czasem trzeba ją ostro motywować i jej gromko kibicować. Wśród personelu serce na dłoni ma prawie każdy. Z pewnością ludzie są bardziej zaangażowani, gdy widzą, że jest z nią rodzina od rana do nocy. Wykonywaliby zapewne swój zawód również dobrze, gdyby nie ten fakt. To jednak pomaga i chciałbym to podkreślić - jeśli kochacie swoich najbliższych, bądźcie z nimi jak najwięcej i bądźcie cholernie cierpliwi, a być może to wszystko zacznie dawać jakieś rezultaty.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania bądź potrzebujecie po prostu pogadać, to w odpowiedzi na tę wiadomość napiszcie swojego maila lub nr telefonu - chętnie się z Wami skontaktuję, lecz wolałbym pozostać anonimowy. Mamy sporo rad, które być może będą w stanie Wam pomóc, więc proszę nie krępujcie się.
P.S.
Jeśli znacie sposoby na radzenie sobie z problemami z pamięcią, słabym abstrakcyjnym myśleniem, bądź mieliście podobną historię i możecie nam jakoś doradzić to łykamy wszystkie wskazówki.
P. S. 2
Na pewnym etapie rehabilitacji - ok.półtora miesiąca po urazie włączyliśmy lek Nuraid II. Jest to kosztowna sprawa i nie mamy żadnej gwarancji, czy te leki (chyba nawet mają status suplementów) cokolwiek pomogły. Zdecydowaliśmy się na to pomimo tego, że nie ma niezbitych dowodów na ich dobroczynne działanie. Próbowaliśmy jednak wszystkiego. Mama te leki je regularnie. Nie jestem w stanie jednak powiedzieć czy te suplementy odegrały ważną rolę w dochodzeniu do zdrowia.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.
gość
11-09-2016, 21:15:04

Mama ma pewnie zespół czołowy czeka Was bardzo dluga rehabilitacja ale naprawdę warto zapytajcie o celebrolisine tez daje dobre efekty podana do 3 miesiąca pozdrawiam Sylwia
gość
11-09-2016, 21:19:30

Gość 2016-09-09 09:38:45
Witm. Nigdy nie myślałam, że trafie na to forum ale jak widać życie jest okrutne :( 3 tygodnie temu mój szwagier miał wypadek samochodowy, uderzył głową w deske rozdzielczą i niestety dostał dużego urazu mózgu. Był od razu operowany, lekarze nie dawali mu dużych szans ale nadal żyje. Jest w śpiaczce. Reaguje na ból, jedno oko otwiera ( drugie oko jest uszkodzone, nie będzie na nie widział) i wydaje nam się, że wodzi wzrokiem po osobach przy jego łóżku. Ściska ręke, wydaje nam się że czasami na polecenie. Ruszą rękami i nogami. Jest pod respiratorem. Ciśnienie mu się podnosi jak do niego mówimy, on zawsze lubił bawić się włosami mojej siostry i teraz jak ona mu je wkłada do ręki to rusza palcami i bawi się nimi jak dawniej.
Widze, że jest tu wiele osób których bliscy sa w śpiączce. Myślicie, że jak na czas 3 tygodnie po wypadku to dobre oznaki? Kiedy wasi bliscy zaczęli reagować? My się cieszymy każdym jego postępem ale to tak długo trwa :(
Szwagier ma dwójke małych dzieci, dzieci myślą że tata wyjechał do pracy :(
Hej, prawie wszystko to dobre oznaki. Trzymam kciuki. Bądźcie cierpliwi i bądźcie przy nim!
Początkująca
12-09-2016, 08:51:49

Czy był ktoś na rehabilitacji neurologicznej w szpitalu wojskowym w Bydgoszczy? Na co zwrócić uwagę, czego dopilnować? Proszę o wskazówki, żeby jak najefektywniej Tata mógł skorzystać z rehabilitacji.
gość
12-09-2016, 12:21:48

Osobiście odradzam wojskowy, tragedia. Jezeli tata wymaga osób trzecich to musi byc z nim ktos z rodziny cały czas w innym przypadku nie bedzie miał rehabilitacji, logopeda porażka na 16 tyg u mojego męza była 3 razy musiałam płacić za neurologopedę z zewnątrz. Opieka to następny rodział, konflikt pomiędzy rehabilitantami a opiekunami to kolejny argument zeby tam nie jechać, no i najważniejsze w tej chwili nie ma tam juz chyba zadnego porządnego rehabilitanta po śmierci p. Alicji (kochana kobieta). Bardzo fajni ludzie w zakładzie gdzie chodziliśmy na zabiegi, p. Ola psycholożka tez sympatyczna jezeli się nic nie zmieniło to naprawdę szkoda Waszego czasu. Jest to przykre ale nawet takie oczywiste czynności jak podanie leku trzeba było pilnować.Pozdrawiam Sylwia

gość

Dopuszczalne formaty pliku graficznego: jpg, jpeg , png.

Rozmiar zdjęcia nie powinien przekraczać 0.6MB.

Reklama:
Reklama:
Reklama: