Mój mąż leczy się na padaczkę od prawie trzydziestu lat. Od nastu lat brał Tegretol i wszystko było dobrze. Jesteśmy ze sobą 8 lat. Przez cały ten okres czasu wspólnej bytności miał 5 ataków. Do tego jest nosicielem HCV. Na początku roku poinformowali go na oddziale hepatologii, że może przejść kurację, która daje bardzo duże szanse na wyleczenie tej cholernej żółtaczki. Warunkiem była zmiana leku, ponieważ Tegretol koliduje z tamtymi lekami żółtaczkowymi. Neurolog zrobiła rozpiskę na wdrożenie Normegu. Tegretol miał być stopniowo wyprowadzany z organizmu, a zastąpić miał go ów Normeg. Dopytywałam szczegółowo neurolog prowadzącą, co może się dziać. Ogólnie dowiedziałam się, że trudno jest cokolwiek przewidzieć, bo każdy organizm jest inny, każdy inaczej reaguje i ogólnie to jest takie wróżenie z fusów. No świetnie i super. Mąż zaczął stosować to przechodzenie na Normeg od 01.07. Do chwili obecnej czyli po prawie dwóch miesiącach było już 6 ataków. Jak dla mnie to cholernie sporo w naszym przypadku, porównując tę ilość która była wcześniej. Ja wiem, ja nie jestem lekarzem i Wy też pewnie nie...ale może niektórzy z Was mają więcej wiedzy na ten temat niż ja. Czy to normalne jest? Taki nagły wzrost częstotliwości ataków przy tej zmianie leku? Ogólnie widzę też zmiany w mężu. Z Tegretolem lepiej spał, w ogóle nie było problemów z zasypianiem i spaniem. Odkąd wszedł Normeg pojawił się problem z zaśnięciem. Jak to mówi "w ogóle nie chce mi się spać". Wybudza się, nie dosypia, jest jakby zbyt ożywiony. Nie wiem już co mam robić. Jestem w kropce. Czy to się jakoś unormuje wreszcie? A może ten nowy lek jest jednak chybiony? Cholernie dużo pytań, a odpowiedzi mam zero. Przeżywam to wszystko bardzo. Mam nerwicę, zatem każdy atak męża rozwala mnie podwójnie. I co z tego, że mówią mi "no takie już są te ataki...dzieje się to, siamto czy owamto", ale i tak czasami jestem przerażona. A teraz, w obecnej sytuacji z tą zmianą leku mam tego stresu aż po sufit. Będę wdzięczna za każde sugestie i porady.
Zatroskana