Witam!
Prawie 2 lata zwlekałam z napisaniem tego posta na tym forum. Gdy mój Tata zachorował czytałam te same wpisy po kilka razy, podświadomie skupiając uwagę tylko na tych pozytywnych, na tych z których wynikało, że ludzie wychodzili "cało i zdrowo" po pęknięciu tętniaka.
Pewnie szukałam nadziei. Teraz w końcu jestem gotowa, by się podzielić naszym doświadczeniem. Może komuś to pomoże, może doda nadziei.
17 kwietnia 2014 roku ok godz 19:00 mojemu Tacie pękł tętniak. Był wtedy w pracy, Tata miał ogromny
ból głowy, wymiotował, trzęsł się, starsznie spocił. Przyjechało pogotowie, natychmiast przewieziono do szpitala i zrobiono tomografię. Do rana Tata spał.
Na następny dzień Tata czuł się dobrze, nie bardzo pamiętał co się stało, ale kontaktował, rozpoznawał wszystkich, był w miarę silny jadł samodzielnie. Dzięki tak dobremu stanowi można go było operować.
Przewieziono go do szpitala Jana Pawła 2 w Zamościu. Operował dr Arkadiusz Podkowiński z Lublina. Operacja trwała około 6 godzin. Tata w sobotę rano wybudził się bez problemów.
Lekarz powiedział, że jego stan jest bardzo dobry, że on jest dobrej myśli, ale decydujące będą najbliższe dni. Tata nie miał żadnych niedowładów. Miał poważne zaburzenia świadomości, brak pamięci krótkotrwałej (nie pamiętał nic co działo się po operacji, czy to 2 dni temu, czy 5 minut wcześniej) Czasem miał jakieś przebłyski, ale to wszysto nie trzymało się kupy. Trzeba było Tatę przywiązywać, bo bywał nadpobudliwy, chciał wstawać, wyrywać kable, bo myślał, że to szlauf a on myje samochód. Tata nigdy nie był agresywny. Po kilku dniach zaczął samodzielnie jeść. A już w sobotę karmiliśmy go normalnym jedzeniem, bez problemów z przeżuwaniem.
Od początku miał ogromne skoki ciśnienia oraz problem z ciśnieniem wewnątrzczaszkowym. 3 razy miał robione nakłucie lędźwiowe, żeby spuścić płyn mózgowo-rdzeniowy. Tata miewał stan podgorączkowy, a po około 5-6 dniach od krwawienia zaczęła się gorączka ponad 39 i Tata tracił całkowicie swiadomość, nie było prawie z nim kontaktu.
Wtedy zaczął się skurcz naczyniowy. Lekarze poinformowali nas, że Taty stan się znacznie pogorszył, że jest poważnie, dostaje najsilniejszą możliwą dawkę leku, pielęgniarki mówiły, żeby odwiedzać Tatę, że on nas czuje, że tego potrzebuje.
Na szczęście wszystko powoli mijało. Tata jest silny, wyszedł z tego. Po 2,5 tygodnia Tata zaczął stawać na nogi. Początkowo przy każdej pionizacji wymiotował. Po 3,5 tygodnia Tata wyszedł ze szpitala. Fizycznie w stanie można powiedzieć bardzo dobrym, mimo, że był bardzo słaby, nie był w stanie się sam umyć, ale chodził samodzielnie, nawet nie chciał kul do pomocy i szybko zyskiwał na siłach. Psychicznie było ciężko, płakał kilka razy dziennie (z totalnie błahych powodów, np bo się zachmurzyło), zapominał się, opowiadał różne historie co mu się stało, np że miał operację na kręgosłup (nie miał, ale pewnie pamiętał nakłucie lędźwiowe). Dobra pamięć wróciła po kilku miesiącach.
Tata już rok po wylewie był i jest wciąż całkowicie samodzielny. 2 miesiące po krwotoku zaczął prowadzić auto, 4 miesiące później wsiadł na rower, 5 miesięcy później był nad Morskim Okiem i wszedł i wrócił tam o własnych nogach. 6 miesiący po krwotoku i operacji Tata pierwszy raz w życiu poleciał samolotem :)
Teraz chodzi na koncerty, korzysta z życia. Wydaje mi się, że jest troszkę bardziej spowolniony, ale nie ma już problemów z pamięcia. Czasem wydaje mi się, że jest z nim lepiej, niż było przed. Mimo, że wtedy wydawało się, nie było żadnych objawów, że coś złego dzieje się w głowie... Bolało go oko bardzo często, bół trudny do zniesienia, a od krwotoku już nie boli, może to był objaw?
Tata miał 2 coroczne, kontrolne tomografie po wyjściu ze szpitala. Pierwsza wyszła super, na drugiej pojawiły się minimalne ślady niedokrwienia.
Jesteśmy bardzo zadowoleni z opieki pana doktora Podkowińskiego,z jego psychologicznego podejścia do pacjenta i do nas, do rodziny, z jego profesjonalizmu i zaangażowania.
Jesteśmy bardzo niezadowoleni z podejścia zamojskich lekarzy z oddziału neurochirurgi. Pełne ignorancji, wulgaryzmu, arogancji. Szczególnie jeden lekarz zachowywał się karygodnie. Niestety jego Tata pamięta z pobytu ze szpitala, bo krzyczał na pacjentów niejednokrotnie, wyśmiewał się z nich i kpił...
Ale to oddzielna sprawa.
Kiedy to wszystko się działo, czytając rokowania w internecie, modliłam się o 2 lata życia dla Taty. Teraz niedługo minie 2 lata, modlę się o dużo dużo więcej bo czemuż by nie, skoro jest w super kondycji :)
Życzę takich happyendów wszystkim!
Ewa K.