Na wstępie chciałam podziękować wszystkim użytkownikom, a zwłaszcza stałym bywalcom za ich aktywność na forum, która jest wielkim wsparciem dla wielu osób. Pewnie wiele z nich nigdy tu nie napisało, mimo że codziennie śledziło nowe wpisy – tak jak i ja przez dłuższy czas. Dzisiaj jednak chciałam podzielić się z Wami swoją historią. Historia ta nie ma jeszcze swojego końca, ale cały czas liczymy na happy end.
Otóż mój brat uległ niecały miesiąc temu - 31.07 poważnemu wypadkowi komunikacyjnemu. Jechał motocyklem, ktoś nie ustąpił pierwszeństwa, czas zaczęliśmy liczyć na nowo. Do szpitala został przewieziony nieprzytomny. W pierwszych dwóch dobach stan nie był najgorszy – „standardowe” stłuczenie płuc, złamane żebro, połamana szczęka i paliczki lewej stopy no i najgorsze, czyli niewielki
krwiak mózgu, który podobno nie wymagał operacji. Wtedy lekarze planowali jeszcze operacje szczęki i nogi, potem pojawił się obrzęk, który zaczął silnie narastać. Brat cały czas znajdował się w stanie śpiączki farmakologicznej. Operacje odwołano a lekarze doprowadzili do ekstremalnego odwodnienia, nie chcąc dopuścić do obumarcia mózgu, ale i tak nie dawali mu żadnych szans. Stan był beznadziejny. Na trzech konsultujących go lekarzy, tylko jeden wyraził wątpliwości, że śmierć mózgu jeszcze nie nastąpiła. Tydzień po wypadku czekaliśmy na angiografie, która miała stwierdzić, czy nadal występuje przepływ krwi w mózgu. Angiografii ostatecznie nie było bo tego dnia okazało się, że „zwykła” TK wykazała przepływ. To był pierwszy cud, o który tak bardzo się modliliśmy. Cud, że przeżył tę terapię i cud, że przepływ nie ustał.
Po kilku dniach zrobiono mu rezonans, który wykazał uszkodzenia pnia mózgu (rozsiane pojedyncze uszkodzenia, m.in. na moście) i zadecydowano o wybudzaniu. Lekarz powiedział, że takie uszkodzenia mogą oznaczać wszystko i nic i że może być zarówno bardzo dobrze, jak i bardzo źle. Pierwsza próba wybudzenia, półtora tygodnia po wypadku była nieudana. Dopiero po 2, 3 dniach od odstawienia sedacji zauważyliśmy pierwsze reakcje z jego strony (delikatne ruchy rękami, sporadyczne otwieranie oczu), ale nie oddychał sam. W międzyczasie jego stan się pogorszył, w wyniku tego ekstremalnego odwodnienia nerki nie działały (bardzo szybko po wypadku podłączono mu sztuczną nerkę), parametry poszły w dół i zdecydowano o ponownym włączeniu sedacji. Po dwóch tygodniach nastąpiła kolejna próba wybudzania. Na pierwsze reakcje czekaliśmy znowu jakieś dwa dni i było trochę lepiej. Był bardziej reaktywny, łapał swój oddech co kilka wdechów, ale też kaszlał i „kłócił się” z respiratorem, więc zadecydowano o ponownej sedacji, co i tak było konieczne ze względu na planowaną operację szczęki i stopy.
24. sierpnia po obu operacjach i treacheostomii odłączono ponownie leki na spanie i Brat podjął oddech. Na chwilę obecną otwiera oczy i nimi porusza, uczy się oddychać bez respiratora (ostatnio po 6h własnego oddechu był bardzo zmęczony), porusza też rękami i nogami, ściska ręce, jednak ciężko stwierdzić, czy nas słyszy i rozumie. Drugiego dnia po wybudzeniu wydawało mi się, że rozumie, mrugał oczami, kiedy go prosiliśmy, ale później to już sama nie wiem, albo sobie wmawiam, albo ma coś w rodzaju „przebłysków” świadomości. Sądzę mimo wszystko, że Brat reaguje na nas, ale nie wiem na ile to są świadome reakcje. Dzisiaj od razu otworzył oczy, kiedy nas usłyszał. Lekarz też potwierdza wzmożoną aktywność, kiedy jesteśmy w pobliżu. Czasami trzęsie się (zwłaszcza zaraz po naszym przyjściu albo przyjściu przyjaciół). Podobno nie jest to
padaczka. Momentami wysztywnia się i napina mięśnie rąk tak, że bardzo ciężko je zgiąć i to mnie trochę martwi, ale kończyny są proste i się nie wyginają. Brat nie mówi i nie wiem na ile przyczyną jest podrutowana szczęka i tracheostomia. Na chwilę obecną cały czas ma podłączoną sztuczną nerkę i to jest internistycznie największy problem. Widać, że po dwugodzinnej sesji odwiedzinowej (dłużej nie można) przez rodzinę i przyjaciół jest bardzo zmęczony i rzadziej otwiera oczy.
Niby wiem, że wybudzanie może być długim procesem, ale boje się, że nie będzie już lepiej.
Jak wyglądały u Was pierwsze dni wybudzania?
Pozdrawiam
Monika