Witam i na początku wszystkich serdecznie pozdrawiam. Przeczytałam wszystko i jestem mega zszokowana tak pozytywnym nastawieniem i tym że się nie poddajecie :)
Moja historia będzie trochę chaotyczna, ale już nie mam siły...
Mieszkam z mamą i chorą ciotką która u Nas mieszka. Po prostu zajmujemy się nią ze względu na jej wiek (w lutym skończyła 90 lat) i choroby (migotanie serca,
demencja starcza, początkowy alzheimer...). Wszystko było ok, ja pracuje, mama pracuje i jakoś ze zmianami dałyśmy radę żeby ktoś był zawsze w domu ze względu na ciotkę.
Problemy zaczęły się tydzień temu, gdy ciotka dostała udaru... Paraliż całego ciała z wyłączeniem prawej ręki. Nogą nie ruszy, oczu nie otworzy- kompletny paraliż, o tyle o ile ma odruch połykania (chociaż i tak karmiona jest taką jakby szprycą, nie wiem jak to fachowo nazwać). W takiej sytuacji wiadomo: szpital. I o ile na początku uważałam sam stan ciotki za piekielny, prawdziwe piekło zaczęło się w szpitalu...
Początkowo nie mogłam powiedzieć nic złego na lekarzy. Ze stanu krytycznego ją wyprowadzili, badania zrobili od razu nie trzeba było czekać. Problem zaczął się gdy zaczęłyśmy szukać ZOLu (Zakład Opiekuńczo-Leczniczy). Wszędzie kolejki od 2 do 6 miesięcy, a że ciotka dostała 5 punktów w skali Barthela nie mogą ją nigdzie przyjąć bez kolejki. Ale nie poddawałyśmy się z mamą i szukałyśmy dalej. Dzisiaj jak każdego poprzedniego dnia poszłam odwiedzić ciotkę i tutaj zdziwienie. Przy łóżku leżała karta pacjenta w której było napisane że (Uwaga uwaga...) pacjent może siedzieć. I dodatkowo bonus: wypis w środę.
Załamałam się. Już nie wiem co robić. Ciotka jest zameldowana w Krakowie, tam ma mieszkanie. Ani ja ani mama nie jesteśmy jej prawnymi opiekunkami, opiekowałyśmy się "z dobroci serca" bo każdy w rodzinie się wypiął (nawet jej siostry, które w przeciwieństwie do nas mieszkają w naprawdę sporych domach i miały by wolny pokój dla niej. My mieszkamy w bloku z dwoma pokojami). Nie mam pojęcia co robić dalej, na ZOL niet, w szpitalu niet. Ja się nie mogę zwolnić, mama też nie może- już teraz ledwo łączymy koniec z końcem. Jeśli faktycznie dojdzie do tego że odwiozą ją do nas to nie mam pojęcia jak to się dalej potoczy. Ani ja, ani mama nie damy sobie rady z opieką nad nią, bo ciotka jest naprawdę tęgą osobą. Teoretycznie nie musimy pozwalać na to, żeby ją odwieźli do Nas, ale nie możemy postąpić inaczej- to w końcu siostra mojej ś.p. Babci...
Czy ktoś z Was wie co możemy zrobić w tej sytuacji? Bo piekielny tutaj jest system oceny skali Bartholego który blokuje dostęp do ZOLu, piekielny lekarz który stwierdził że ciotka może siedzieć (jasne, jak umarłego się podeprze poduszkami to też będzie siedział...), i piekielne państwo które nijak nie pomoże... Tym bardziej jestem wkurzona że dosłownie 10 minut rowerem spod bloku jest ZOL w którym niby nie ma miejsca. Niby, bo gdyby ciotka miała 0 pkt w skali to musieli by ją przyjąć od razu... Czyli jednak mają to wolne miejsce, tak logicznie rzecz ujmując. A nie chcemy oddać jej gdzieś dalej żeby ktoś codziennie mimo pracy mógł przyjść i trochę z nią posiedzieć...
PS. Z góry przepraszam za błędy i chaos w historii, ale nie mam już siły pisać tego tak, żeby składnia i cała reszta była na +5