Agnieszko, bardzo trudna decyzja. Z opisu samopoczucia wynika że jesteś zdrowa:) Gdyby nie przypadkowa diagnostyka, żyłabyś w błogiej nieświadomości potencjalnego zagrożenia, bez dylematów co wolno a czego nie wolno. Można by powiedzieć, że ci z nas, którzy doświadczają objawów, to szczęściarze:) bo zwykle nie mają problemów z decyzją, tak są uciążliwe. Neurochirurdzy często mówią, że nie operują wyników MRI tylko cierpiącego pacjenta. Z drugiej strony dr. Chrzanowski to uznane nazwisko, to neurochirurdzy zbierają żniwo zaniedbań.
Ze swojego 17 letniego doświadczenia pooperacyjnego, przy dużej ilości kontaktów, również tych forumowych mogłabym mnożyć przykłady obydwu postaw, przy poważnych zmianach obrazowych i różnie zaawansowanych ale istniejących dolegliwościach. Znam przypadki gwałtownego pogorszenia i konieczność pilnej operacji. Jeden z nich to niestety trwałe uszkodzenie z całkowitym
niedowładem kończy górnej. Dotyczyło to pielęgniarki (objawowa, długo przetrzymana), której współpracownicy mówili, że operacja to ostateczność. Ale znam też i takie osoby, które przez lata żyją ze zmiennymi objawami, akceptowalnym przez nie dyskom***m neurologicznym i czekają...nie wiem na co, czy na uzdrowienie czy na tę operacyjną ostateczność.
Agnieszko, pewnie niewiele pomogłam. Może tylko tyle, że nie ma dwóch jednakowych przypadków, uniwersalnego rozwiązania przypisanego do danej sytuacji.
Jeżeli jesteś bardziej na nie, pozostaje regularna kontrola obrazowa, bardzo dobry fizjo, który będzie dbał o mocny gorset mięśniowy, życie według zalecanych ograniczeń. Druga ewentualność dla tych, którzy są zmęczeni niepewnością, bujaniem się z decyzją, to normalne życie, tak jakby nigdy nie było MRI i fart albo pech. A jak pech to już nie ma wątpliwości czy operować. No i trzecia opcja to całkowite zaufanie neurochirurgowi.
Bądź tu mądry
Z.