Mój tato w wieku 58 lat, dwa dni temu kiedy szykował się do pracy o 5:20 upadł, dostał udaru.We wtorek siedziałam z nim do 21. Płakał do 16 godziny... Lewa strona została sparaliżowana, mowa była niezrozumiała... Lekarze oświadczyli, że po rocznej rehabilitacji może jego sprawność wróci do 50%. Wczoraj z samego rana pojechałąm dalej przy nim być... i cud... po 24 godzinach tata rusza ręką, mówi zrozumiale... Lekarze, sami nie wiedzą co się stało. Jeszcze długo będzie w szpitalu, nadal; jest zagrożony. Nie wiem co spowodowało cofnięcie udaru... Może moja modlitwa do Boga, może właśnie moja szczera rozmowa z Bogiem dała szansę dla taty. Dwa dni temu we wtorek, na szczęście byłam w domu (wiekszość dni w tygodniu jestem u narzeczonego) i mogłam od razu wezwać pogotowie. Gdybym jednak nadal byłą u narzeczonego, a nie u taty to mogłoby to się skończyć tragicznie... Niestety tata jest już sam, bo we wrześniu mama dostała rozwód i wyprowadziłą się do Anglii. Teraz nie wiem co mam robić. Nie mam rodzeństwa które mogłoby być z tatą 24/h. A jak znowu dostanie udaru, a mnie nie będzie... Nie wezwie pomocy, bo nie będzie wstanie tego zrobić... Martwię się tym i bardzo boję o dalszą przyszłość... Ale po tym cudzie, mam silniejszą wiarę, że można wszystko cofnąć... Trzymam kciuki za wszystkie osoby po udarze i za ich rodziny, które też cierpią... Dla swojego taty proszę o zdrowie, żeby z tego wyszedł i nigdy nic złego mu sie nie działo, bo przecież nie zawsze mogę z nim być... Żałuję, że mama odeszła... Byłoby łatwiej... A terza tylko na mnie spoczywa odpowiedzialność i opieka...
TATO KOCHAM CIĘ...