Reklama:

śpiaczka (15627)

Forum: Neurologia - forum dla rodziny i pacjenta

gość
11-06-2008, 08:23:00

Jak uszkodzony mózg odbudował świadomość
Wojciech Moskal2006-07-05, ostatnia aktualizacja 2006-07-05 14:01
Niezwykłe badania amerykańskich neurobiologów opisują, jak mózg pacjenta ze szczątkowo zachowaną świadomością walczył przez 19 lat, by powrócić do życia. I to mu się udało

Fot. BRIAN CHILSON AP
42-letni dziś Terry Wallis ze swoją córką Amber
ZOBACZ TAKŻE
Cztery stany mózgu (04-07-06, 23:30)
Co jakiś czas media obiega informacja o kimś, kto po kilku miesiącach czy nawet latach przebywania w stanie śpiączki powrócił do świata żywych. Medycyna nie była w stanie wyjaśnić tych przypadków - wielu zaliczało je wręcz do kategorii cudów. - To nie cud, ale raczej braki w naszej wiedzy o tym, jak naprawdę funkcjonuje ludzki mózg - odpowiadali lekarze. Teraz jednak nastąpił przełom. W najnowszym, lipcowym wydaniu "Journal of Clinical Investigation" naukowcy z amerykańskiego Uniwersytetu Cornella przedstawiają dowody na to, że nasz mózg jest w stanie dokonać samoistnej naprawy i sprawić, by pogrążony przez 19 lat w śpiączce człowiek odzyskał przytomność. O człowieku tym świat usłyszał niemal równo trzy lata temu.

Terry wita mamę

W lipcowe popołudnie 1984 r. 19-latek Terry Wallis wybrał się wraz z dwoma kolegami na przejażdżkę samochodową. Na autostradzie ich pojazd wypadł z drogi, przełamał barierki i wylądował w wyschniętym korycie rzeki. Jeden z przyjaciół Terry'ego zginął, drugi wyszedł z wypadku bez jednego zadrapania. On sam zapadł w tzw. stan minimalnej świadomości (MCS, od ang. minimally conscious state). W odróżnieniu od trwałego stanu wegetatywnego (to przypadek, w którym była słynna Terri Schiavo) pacjenci z MCS mogą nie tylko mieć zachowane pewne automatyczne odruchy, ale są również w stanie nawiązywać kontakt z otoczeniem, choć jest on szczątkowy i krótkotrwały.

Jeśli chodzi o Terry'ego, pierwsze lata po wypadku nie wskazywały, że można mieć nadzieję na jakąkolwiek poprawę sytuacji. Potem jednak pojawiło się światełko w tunelu. Rodzice młodego mężczyzny Angilee i Jerry Wallis zauważyli, że zaczął on reagować na dochodzące ze świata zewnętrznego bodźce - chrząkać, mrugać, kiwać głową. Według ojca potrafił się nawet okropnie skrzywić, gdy zobaczył rachunek wystawiony za pobyt w szpitalu (120 tys. dol.). Lekarze początkowo przyjmowali te informacje z dużą dozą sceptycyzmu, widząc w nich raczej odzwierciedlenie marzeń rodziców o powrocie ich dziecka do zdrowia. Jednak tego, co wydarzyło się 12 czerwca 2003 r., zignorować nie mógł już nikt.

Angilee jak co tydzień pojechała zobaczyć syna przebywającego w domu opieki. Po wejściu do pokoju towarzysząca jej pielęgniarka zadała pytanie: "Terry, kto cię odwiedził?". "Mama" - usłyszały zszokowane kobiety. Kolejnymi słowami, jakie wymówił Terry, były: "pepsi" (ulubiony napój) i "tata".

Przypadek 39-letniego już wówczas mężczyzny wzbudził ogromne zainteresowanie mediów. Dziennikarze na bieżąco śledzili postępy w intensywnej rehabilitacji, jakiej był teraz poddawany Terry. Nie tylko oni. Osiem miesięcy po "cudownym" przebudzeniu do rodziców mężczyzny zgłosił się Henning Voss, profesor medycyny z Uniwersytetu Cornella w stanie Nowy Jork. Voss wraz ze swoim zespołem prowadził badania nad ludźmi, których centralny system nerwowy uległ poważnemu uszkodzeniu na skutek choroby bądź urazu. Teraz uczony zyskał jedyną w swoim rodzaju szansę przebadania mózgu, który też uległ ciężkim obrażeniom, ale był w stanie sam je naprawić.

Nerwy znowu się łączą

Terry został przewieziony do Nowego Jorku, gdzie Voss poddał go szczegółowym badaniom. Zastosowano najnowsze techniki diagnozowania pracy mózgu. Jedną z nich była metoda zwana DTI, dzięki której można ocenić zarówno stopień uszkodzenia, jak i ewentualne ślady odbudowy istoty białej mózgu, którą tworzą włókna łączące komórki nerwowe.

Oceniono stan fizyczny pacjenta. Po ośmiu miesiącach od przebudzenia Terry był w stanie lekko unosić nogi oraz lewą rękę. Potrafił też budować pełne zdania, jednak jego mowa była dość powolna i niewyraźna. Wiedział, kim jest, ale pytany o swój wiek określał go jako "mniej niż 20 lat". Był przekonany, że wciąż jest 1984 r., a prezydentem USA jest Ronald Reagan. Nie zdawał też sobie sprawy, że został przewieziony do Nowego Jorku.

18 miesięcy później Voss ponownie zbadał Terry'ego. Jego kończyny były znacznie sprawniejsze niż poprzednio, choć nadal nie potrafił jeszcze np. ująć ręką łyżki. Polepszeniu uległy jego zdolności intelektualne (np. liczenie bez zatrzymania od 1 do 25), a mowa stała się bardziej płynna. Największą niespodziankę przyniosły jednak badania w DTI. Zdjęcia mózgu Terry'ego pokazały, że w niektórych jego obszarach, m.in. w móżdżku oraz okolicy ciemieniowej i potylicznej, znacznie wzrosła gęstość włókien nerwowych. - Prawdopodobnie to właśnie te rozrastające się neurony i ich wypustki, które budują nowe szlaki nerwowe, sprawiły, że Wallis odzyskuje władzę w kończynach i może porozumiewać się z otoczeniem - uważa Voss. I przedstawia na to kolejne dowody.

Otóż zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej wizyty Terry'ego w Nowym Jorku oprócz rezonansu wykonano mu też badanie za pomocą pozytronowej tomografii emisyjnej (PET). Technika ta polega na wstrzyknięciu do organizmu radioaktywnej glukozy i śledzeniu jej wykorzystania przez mózg. Dzięki PET można oszacować jego aktywność. Okazało się, że u Terry'ego najbardziej aktywne były te regiony mózgu, w których tworzyło się najwięcej nowych połączeń nerwowych. Te wyniki porównano z przypadkiem 24-letniego mężczyzny pogrążonego w stanie minimalnej świadomości przez sześć lat (również wskutek wypadku samochodowego). W jego mózgu znaleziono co prawda pewne ślady nowych połączeń nerwowych, jednak były one bardzo chaotyczne i nie powodowały jakiejkolwiek poprawy stanu zdrowia chorego.

Pytania pozostają

Jakie znaczenie dla nauki i medycyny ma przypadek Terry'ego Wallisa? - Przede wszystkim pokazuje, że centralny system nerwowy człowieka jest o jeszcze bardziej odporny i plastyczny, niż dotychczas sądziliśmy - uważa prof. Voss.

- Zdarzały się przypadki odstępowania od akcji reanimacyjnej u pacjentów w MCS w sytuacji pogorszenia się ich stanu zdrowia. Lekarze wychodzili z założenia, że chorzy i tak nigdy by się nie obudzili. Historia Wallisa dowodzi, że MCS może być odwracalny, i to nawet po wielu latach. Najprawdopodobniej trzeba będzie zmienić zasady opieki i rehabilitacji tych pacjentów - komentuje wyniki amerykańskich badań Steven Laureys z Uniwersytetu w Liege w Belgii.

Oczywiście wciąż pozostaje wiele pytań. Czy mózgi wszystkich ludzi w MCS są w stanie się zregenerować? Kiedy ten proces się zaczyna, a kiedy kończy? Nie wiadomo też, w jaki sposób wieloletnie przebywanie w stanie minimalnej świadomości i zachodzące w tym czasie zmiany w mózgu wpływają na osobowość człowieka. Pewnego dnia Terry na pytanie swojej terapeutki: "Co mogę dla ciebie zrobić", odpowiedział: "Kochaj się ze mną". Zdaniem Jerry'ego Wallisa jego syn przed wypadkiem nigdy by w ten sposób nie postąpił.

Naukowcy są jednak zgodni - ten przypadek to z pewnością przełomowy, ale dopiero pierwszy krok w badaniach nad stanem minimalnej świadomości. - Podobne badania, jakim został poddany Terry Wallis, powinny zostać wykonane u osób, które dopiero co zapadły w MCS - zachęcają zarówno Voss, jak i Laureys. - Tylko wtedy możliwe będzie opracowanie metody diagnostycznej, która pozwoli na ocenę szans, jakie dany pacjent ma na powrót do zdrowia. A być może nauczymy się również tak się nim opiekować, by stało się to jak najszybciej - przekonują badacze.


gość
11-06-2008, 08:26:00

Obudzony do życia po sześciu latach
Wojciech Moskal2007-08-02, ostatnia aktualizacja 2007-08-01 17:59

Wszczepione do mózgu elektrody sprawiły, że pacjent po ciężkim urazie zaczął po sześciu latach kontaktować się z otoczeniem


Niemal dokładnie rok temu media na całym świecie obiegła wiadomość o niezwykłym przypadku Terry'ego Wallisa. W 1984 roku w wyniku wypadku samochodowego i będącego jego następstwem ciężkiego urazu mózgu 19-letni wówczas Wallis zapadł w tzw. stan minimalnej świadomości (MCS, minimally conscious state).

W odróżnieniu od trwałego stanu wegetatywnego (w którym była znana Terri Schiavo) ludzie w MCS od czasu do czasu (choć bardzo rzadko) wykazują pewne oznaki rozbudzenia i starają się nawiązać kontakt z otoczeniem. Wszystkie te działania mają jednak charakter krótkotrwały. Z reguły są więc skazani na dożywotnie przebywanie w domu opieki społecznej. Terry Wallis spędził w nim prawie 20 lat.

A potem się obudził.

W lipcu ub.r. na łamach "Journal of Clinical Investigation" uczeni dowiedli, że mózg Terry'ego zdołał samoistnie odbudować sieć połączeń nerwowych, co umożliwiło mu wyjście z MCS.

Podobna historia stała się udziałem 38 letniego mężczyzny (jego danych na razie nie ujawniono), który ponad sześć lat temu, również w wyniku wypadku, odniósł ciężki uraz głowy i zapadł w stan minimalnej świadomości. - Czasami mrużył oczy czy poruszał palcem. To były jedyne oznaki prób kontaktowania się z otoczeniem. Nie był również w stanie sam jeść i przełykać, więc odżywialiśmy go podłączoną na stałe do żołądka sondą - mówią dziś opiekujący się nim lekarze.

Gdy jego bliscy stracili już nadzieję, on także odzyskał przytomność. Od Terry'ego Wallisa odróżnia go jednak bardzo istotny szczegół. Tutaj o przypadku czy cudzie mowy być nie może. Pacjenta z MCS wybudzili lekarze. Zrobili to w pełni świadomie, posługując się najnowocześniejszą znaną medycynie techniką. Po raz pierwszy poinformowali o swoim sukcesie w październiku ubiegłego roku w Atlancie podczas kongresu Amerykańskiego Towarzystwa Neurobiologicznego ("Gazeta" z 19.10.2006). W najnowszym wydaniu tygodnika "Nature" ujawniają szczegóły zabiegu.

Głęboko we wzgórzu

Głównym autorem pracy jest dr Nicholas Schiff z Weill Cornell Medical College w Nowym Jorku. To właśnie on ponad dekadę temu opracował teoretyczne podstawy wybudzania pacjentów pozostających w stanie minimalnej świadomości.

Badając ludzi z rozpoznanym MCS, Schiff stwierdził, że u wielu z nich pomimo poważnych uszkodzeń duże rejony mózgu wciąż starają się normalnie pracować, choć nie są na tyle "silne", by sprawić, że stan chorego sam się poprawi. Może więc należałoby im dać jakiś dodatkowy impuls, np. elektryczny - zastanawiał się badacz.

Na szczęście w ostatnich latach technika ta zwana głęboką stymulacją mózgu (DBS, deep brain stimulation) uległa znacznemu udoskonaleniu. Stosuje się ją już w chorobie Parkinsona, a w przypadku epilepsji czy depresji trwają zaawansowane próby kliniczne.

Pionierskiego zabiegu zdecydował się podjąć dr Ali Rezai z Cleveland Clinic. Wraz ze swoim zespołem wszczepił pacjentowi z MCS dwie elektrody zasilane umieszczonymi na piersi generatorami prądu. Elektrody skierowano do wzgórza, swoistego centrum przekaźnikowego, w którym zbiegają się szlaki nerwowe związane z pobudzeniem, utrzymaniem uwagi i emocjami.

Wynik trwającej 10 godzin operacji przeszedł najśmielsze oczekiwania lekarzy. Już po 48 godzinach u chorego zanotowano znaczne pobudzenie - był w stanie utrzymywać otwarte oczy i zwracać głowę w kierunku mówiącej do niego osoby.

Pacjentem zajął się teraz dr Joseph Giacino z JFK Johnson Rehabilitation Center. Przez pierwsze 50 dni stosowano tylko standardową rehabilitację. Potem znów przyszedł czas na terapię prądem.

Nadzieja dla innych?

Przez 18 tygodni mózg 38-latka był pobudzany odpowiednio dobranymi impulsami. W tym czasie powróciła mu mowa - był w stanie odpowiadać na pytania, nazywać otaczające go przedmioty, sięgać po nie, np. podnosić do ust filiżankę, a co najważniejsze - samodzielnie jeść i połykać. - Mój syn może wyrażać swoje odczucia, dawać znak, gdy coś go boli. Cieszy się życiem w sposób, o jakim myśleliśmy, że już nigdy nie będzie możliwy - mówi dziś matka mężczyzny.

Po czterech i pół miesiąca zaczął się kolejny etap eksperymentu. Naukowcy przez pół roku na przemian włączali i wyłączali elektrody. Okazało się, że pacjent najbardziej rozbudzony był podczas bezpośredniej stymulacji. Co jednak ogromnie ucieszyło badaczy, nawet gdy DBS wyłączano - chory wciąż był przytomny, co świadczy o tym, że dzięki nowatorskiej technice jego stan uległ poprawie na stałe. Wyniki osiągnięte przez naukowców z USA zostały przez większość ekspertów uznane za przełom. Już podniosły się głosy, że w przyszłości trzeba będzie całkiem zmienić podejście do opieki i rehabilitacji ludzi z MCS.

Oczywiście pozostaje wiele wątpliwości. Po pierwsze, na razie opisano przypadek zaledwie jednego człowieka. - Czy otrzymane wyniki uda się powtórzyć również u innych? Do jakiego stopnia uszkodzony mózg można leczyć za pomocą głębokiej stymulacji? U których pacjentów należy pobudzać wzgórze, a u których inne regiony - pytają w specjalnym komentarzu w "Nature" Michael Shadlen i Roozbeh Kiani z Howard Hughes Medical Institute. Odpowiedź dadzą być może kolejne eksperymenty. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków wydała już zgodę na zastosowanie opisanej techniki u kolejnych 11 osób z MCS.


Źródło: Gazeta Wyborcza
Wtajemniczona
11-06-2008, 09:15:00

Proszę o link do tejstrony.
http://maclisc.phorum.pl/
gość
11-06-2008, 11:25:00

http://wyborcza.pl/1,75248,3462295.html
gość
11-06-2008, 11:36:00

http://wyborcza.pl/1,76842,4357514.html
Wtajemniczona
11-06-2008, 13:40:00

dzięki!
http://maclisc.phorum.pl/
gość
11-06-2008, 15:11:00

Tylko naprawdę nie rozumię co chciałaś i komu wytłumaczyć, czy Megi, czy nowemu Gościowi, co oznacza taki wywód Aniuianiu, czy to jest podtrzymanie na duchu, czy to jest rada, czy tylko wymądrzanie, bo jakiś artykuł udało Ci się przeczytać?
Megi bardzo przyjażnie i przystęnie wyjaśniła Gościowi w jakim stanie jest jej tato i na co powinna zwracać uwagę, a w jakim stanie znajduje się mózg chorego , to i Ty Aniuianiu nie wiesz.
gość
11-06-2008, 16:36:00

Dziękuję za informacje i słowa otuchy. Mój 18 letni brat nadal walczy o życie...W piątek ma nastąpić pierwsza próba wybudzenia...
Pozdrawiam
Wtajemniczona
11-06-2008, 18:17:00

Witam. Mam prośbę do nowych gości- podpisujcie się, chcecie rad i pocieszenia a nam głupio pisać do anonimów.
Stan wegetatywny, apaliczny, minimalnej świadomości. A co to za różnica jak i tak na jedno wychodzi- nie mamy kontaktu z naszymi chorymi a to przecież najważniejsze. Koleżanki nie wytykajmy sobie co, kto napisał, przecież mamy siebie wspierać a nie dołować się, tego mamy dość na codzień w urzędach, w szpitalach itp...
Pozdrawiam wszystkich gorąco.
Czy wiecie co u Uli i Edyty? Chyba dawno tu nie pisały?
gość
11-06-2008, 18:46:00

co za roznica jak ktory lekarz to nazwal, wynik jest ten sam.... stan mojego taty nie zmienil sie tylko dlatego ze jeden z lekarzy nazwal ten stan spiaczka mozgu a inny w tym samym stanie mowil o minimalnej swiadomosci, a na karcie nadal widnial napis stan wegetatywny..... a my jestesmy na forum dla rodziny a nie dla lekarzy, to ze przeczytalysmy kilka ksiazek nie czyni z nas jeszcze fachowcow... poziom mojej wypowiedzi dostosowalam do poziomu zadanego pytania, przeciez nie wiem kto je zadal, ale moge sie domyslac ze jest to raczej mloda osoba, bez wyksztalcenia medycznego, calkowicie zaskoczona przez zycie... taka jaka ja bylam kilka miesiecy temu... (no nie tak calkiem mloda hihi chociaz lada dzien Panna Mloda

kiedy zasypia pacjent po NZK nie ma zadnych sladow zewnetrznych choroby, nie ma ran ani krwi jak po wypadku, nie ma operacji lub paralizu jak po niektorych wylewach, jest tylko motyl zamkniety w skafandrze, do ktorego trzeba dotrzec mimo ze skafander moze wydawac sie poczatkowo calkowicie nieprzemakalny... "wejsc tam nie mozna. Ale jest na pewno"... - to taki inny rodzaj wypowiedzi na innym poziomie...
pozdrawiam wszystkich tych ktorzy zrozumieli moje wypowiedzi i wszystkich tych do ktorych ona nie dotarla...
Megi
P.S. bez PS

gość

Dopuszczalne formaty pliku graficznego: jpg, jpeg , png.

Rozmiar zdjęcia nie powinien przekraczać 0.6MB.

Reklama:
Reklama:
Reklama: