Witam,
Mam synka 3,5 letniego. Pierwsze niepokojące objawy zobaczyliśmy jak miał przeszło roczek. Zaczął chodzić jak miał 10 miesięcy i było wszystko ok, a potem zaczął mu się robić coraz większy brzuszek, coraz bardziej wygięta postawa (
lordoza lędźwiowa), zaczął narzekać na bóle plecków. Wcześniej jak byliśmy u neurologa ( jak miał 6 miesięcy) bo wyginał się w literę C, Neurolog nie stwierdziła napięć mięśniowych ale powiedziała, że może mieć chorobę genetyczną (oceniła to po jakiś cechach urody). Nie chciałam więcej chodzić do tej pani Neurolog, bo moja rodzinna stwierdziła, że to głupoty. Zaczęliśmy chodzić do innych neurologów. Neurolodzy nas zbywali, usg brzucha nic nie wykazało, potem rezonans kręgosłupa też nie. W końcu jedna pani Neurolog nastraszyła mnie
dystrofią Dashena. Badania krwi jednak ją wykluczyły. Zaczęłam czytać i znalazłam objawy doskonale pasujące do synka - Miotonia Thomsena. Problem ze zrobieniem pierwszych kroków, częste przewracanie się, powolne prostowanie paluszków rąk, problem z otwarciem oczu po psiknięciu, ogólnie ociężałość, trudności ze zmianą pozycji. Wróciliśmy do pierwszej pani neurolog i ona potwierdziła nasze przypuszczenia.
Mam pytanie o postawę ciała, czy pogłębiona lordoza zostaje, czy się z niej wyrasta? Nasz synek czasem wygląda bardzo spektakularnie jak stoi. Czy brzuch znika? On ma bardzo słabe mięśnie, wystarczy, że się naje i brzuch wygląda jakby połknął arbuza. Ale jednocześnie jest silny i potrafi sam chodzić po drabinkach, ma silne ręce, nogi - dopóki coś nie zaskoczy.
Nie robiliśmy mu EMG póki co, bo boimy się, że będzie to dla niego traumatyczne przeżycie. Czy moje obawy są podstawne? Czy badanie jest bolesne?
Jeśli chodzi o narkozy, o które ktoś wcześniej pytał, to nasz synek miał już dwie. Nic mu się na szczęście nie stało, ale nie byliśmy wtedy świadomi zagrożeń. Teraz czeka go kolejna narkoza, a o zagrożeniach zostaliśmy poinformowani i przyznam, że spędza to nam sen z powiek.
Ogólnie to staramy się naszemu synkowi w żaden sposób nie folgować. Jest optymistą i to nas cieszy, bo myślimy, że dzięki temu lepiej sobie będzie radził z chorobą. Jest bardzo uparty i konsekwentnie dąży do celu, jednak czasem potrzebuje naszej pomocy. Jest to bardzo trudne dla rodzica patrzeć jak maluch musi się zmagać sam ze sobą. W naszych rodzinach nie było wcześniej takich problemów.
Pozdrawiam i życzę wszystkim dużo optymizmu i dobrych dni