Witam. Ja mam 23 lata. Moje problemy zaczęły się jak miałam 16-17 lat. Na zdjęciach Rtg wykazało że mam fizjologiczne
zniesienie lordozy szyjnej. Kilka lat temu zaczęłam sie leczyć u ortopedy. Non stop dostawałam leki i maści, maści i leki. Za każdym razem było tak samo. Najpierw delikatna ociężałość na szyi, potem zaczynały sie
bóle szyi. Lekarz skierował mnie na rezonans, badanie wykazało że mam wielopoziomową dyskopatie (szyjnego odcinka i kawałka piersiowego) i jakieś tam zwyrodnienia i chyba
przepuklinę plus delikatne skrzywienie esowate piersiowego i lędźwiowego. Dostałam skierowanie do neurochirurga. On natomiast stwierdził, że jestem za młoda na zabieg operacyjny (miałam wtedy 18 lat). Wiec z powrotem odesłano mnie do ortopedy i znowu leki i leki i leki.... W zeszłe wakacje znowu wszystko sie zaczęło, ale tym razem zupełnie inaczej. Oczywiście ociężałość
kręgosłupa szyjnego i zaczął sie potworny
ból głowy, taki że nie byłam w stanie podnieść się z łóżka. Lekarka przepisała mi jakieś leki przeciwbólowe i przeciwzapalne i dopiero po paru dniach zaczął ból głowy ustępować. Teraz znowu wszytko się zaczęło od nowa. Tzn standardowo ociężałość na kręgosłupie szyjnym, ból głowy. No i najlepsze: doszedł ból ramion, pod obojczykami, między łopatkami, łopatki, delikatne
zawroty głowy i momentami mam takie wrażenie jakby mi obraz latał przed oczami bardzo szybko, ale to trwa zaledwie ułamki sekund, zdarza sie też że czuję jakby w kości rąk ktoś wkładał mi długie szpile. Czuję również mocne osłabienie w rękach (od ramion do dłoni) Powiedzcie mi czy dalej opłaca mi się brać te wszystkie leki i rehabilitacje, czy zostaje mi już tylko zabieg?