11 lat temu miałam usuniętego, prawie 9 cm wysciółczak II stopnia C3-C7. Miał prawie 9 cm. Zanim padła diagnoza byłam już w fatalnym stanie. W Poznaniu, skąd pochodzę postawili nademna krzyżyk. Znalazłam wtedy sama w internecie prof Majchrzaka. Bardzo szybko zostałam zoperowana. Byłam po operacji sparaliżowana od szyi w dół. Prawa ręka była w miarę ok. Ciężka rehabilitacja, ciągła praca nad sobą przyniosły szybkie efekty. Po 1,5 roku guz zaczął odrastać. Nic z nim nie robiłam bo lekarz odradzał. Więcej szkody przyniesie ponowne grzebanie w rdzeniu niż usuwanie guza, który wolno rośnie i nie daje o sobie znać. Niestety trochę sobie olalam temat mimo, że od ponad roku trochę gorzej się czuje, mimo nieustannych treningów i brania leków. Leków biorę więcej, myślałam, że po prostu się przyzwyczaiłam, no ale nie. Okazało się zrobił się w kieszeni pooperacyjnej naciek od guza. Radioterapia nie wchodzi w grę. Szukam osoby, która poddała się reoperacji. Jak sobie radzicie jaki jest Wasz stan po drugiej operacji? Czy dłużej dochodziliscie do siebie? Czy ubytki neurologiczne są trwalsze?Gdzie szukaliście porady, konsultacji. Ja cały jeżdżę do jednego lekarza w Sosnowcu. Mam namiary do lekarza w Warszawie, gdzie się wybieram.
Pozdrawiam