Witaj.
Ja jestem po 4 letnim związku z epileptykiem. Rozstalismy się miesiąc temu, nie martw się - z zupełnie innego powodu niż jego choroba, nie ma to z tym kompletnie związku.
Znam jednak dokładnie ten ból, kiedy musisz na to patrzeć, musisz być przy parterze, tulić go po ataku do snu, pomagać, martwisz się, nie śpisz w nocy. Towarzyszyły mi te stany bardzo długo, a i niekiedy wracały zwłaszcza po pogorszeniu stanu, a czasami samoistnie.
Mój były/niedoszły(byliśmy zaręczeni) także miewał napady nocne, z czasem doszły u nas napady w ciągu dnia które charakteryzowały się kilkusekundowym wyłączeniem, tzw. "zawieszeniem". Ale dużo bardziej przezywaliśmy te nocne, zwłaszcza on, bał się i czuł się zagrożony, choć nie mówił o tym.
Musisz znaleźć w sobie siłę. Miłość potrafi dużo przezwyciężyć, nawet strach, a strach jest tylko w Twojej głowie. Jezeli leki mają mu pomóc, (a przypomnijmy, że każdy następny taki atak to kolejne ryzyko, kolejne jakieś mikrouszkodzenia mózgu itd) to nie powinien się zastanawiać, z resztą nie on ma tu cokolwiek do gadania, lekarz zaleci powrót do leków, to będzie musiał to zrobić. Często niestety bywa tak, że po odstawieniu napady wracają... Może ma cięższy okres, nie wiem, w pracy, w związku Waszym, jakiś dodatkowy stres, przemęczenie?
Partner pisze, ze boli go głowa, bo poszukuje wsparcia. Wiem, jak bolesna jest bezradność, ale jedyne co możesz zrobić to być przy nim, nie pytać o nic, (tzn., ja pytałam codziennie jak się czuję, czy wszystko ok itd., to czasami było dla niego męczące, ale to znak, że myślisz o nim i się martwisz), nie pokazuj mu swojej słabości, bo będzie z nim tylko gorzej, będzie się zdręczał, że przez niego jest Ci źle, przez niego nie śpisz w nocy itd. Znam to...
Powodzenia i dużo siły życzę!