Jestem od kilkunastu lat żoną chorego na epilepsję. Wiedziałam od poczatku o jego chorobie, ataki zdażają się kilka razy w roku. Mąż prowadzi "normalne" zycie, prowadzi auto. Mamy dwójkę dzieci. Na poczatku naszego małżeństwa niewiele myślałam o chorobie, ale dziś właściwie te mysli nie odstepują mnie na krok. Biorę na siebie wiekszość obowiązków związanych z dziećmi i domem, chyba ze strachu że nie poradziłabym sobie z poczuciem winy gdyby np podczas jazdy samochodem stracił przytomność... i cos stałoby się dzieciom.
Właściwie... żyję w nieustannym strachu i niepokoju który sięga zenitu po ataku. Przestaję radzić sobie z tymi emocjami. Bardzo kocham męża... ale niewiem jak długo dam radę tak żyć... Może ktoś zechciałby podzielic się ze mną swoimi dościadczeniami...