Dziś RM odcinek szyjny. Tydzień temu odcinek piersiowy (nawet było do wytrzymania, oczy zamknięte, lekka klaustrofobia, korki w uszach i jakoś poszło). No ale dziś: W połowie badania odczułam mrowienie dłoni przemieszczające się w kierunku łokci, stwierdziłam, że ok, tak musi być. Mrowienie ustąpiło, za to dostałam paniki, chciałam nacisnąć dzwonek, ale pomyślałam, że niepotrzebnie histeryzuję, i jakoś dotrwam do końca. Wiadomo, hałas jest dla niektórych nie do wytrzymania, mimo korków do uszu i słuchawek…i nie można się skupić na żadnej myśli. Czułam duszność, serce jak zepsuty rozrusznik, i uczucie spadania. Bałam się, że zemdleję w tej tubie i nie zdążę nacisnąć dzwonka. Jednak po jakimś czasie duszności zniknęły i czułam tylko jakby słoń na mnie usiadł, potworne zmulenie i senność. Po wyjechaniu z tuby lekarz pyta „No i jak tam?” Mówię mu, że w połowie badania miałam jakiś kryzys. A on: tak, widziałem. (Skąd?! Oczy zamknięte, twarz i wszystko nieruchome….) po zejściu z RM byłam jak przemielona przez maszynkę, że nawet nie spytałam. Reszta dnia dokładnie taka jak wszyscy tu opisujecie: potworne zmulenie, piski i szumy w uszach, dziwne uczucie wokół szyi i ból karku. Musi być jakaś zmowa milczenia lekarzy….. każdy udaje zdziwienie i opowiada, że sam miał po kilkanaście RM i nic mu nie było. Jasne!….. PS. Trzymajcie się! Zdrowia dla wszystkich!