Witam wszystkich bardzo serdecznie. Jak to zwykle bywa trafiłam na to forum w poszukiwaniu wszelkich informacji o tętniaku, który dopadł także moją rodzinę, a dokładniej mamusię.
19.03. br wychodziłam na pobranie krwi z moją córeczką i słyszałam jak rodzice się z czegoś zaśmiewają, miałam wejśc do nich po pobraniu, niestety gdy wracałam z pobrania krwi zobaczyłam jak tata prowadzi mamę pod rękę w stronę pogotowia ( mieszkam naprzeciwko szpitala), krzyknął tylko do mnie że mamę strasznie boli głowa i dlatego ida na pogotowie. mamę często bolała głowa ale nigdy aż tak. Wrócił za kilka minut z płaczem, że mama po wejściu na izbę przyjęć straciła przytomność i nie wiadomo co się dzieje.
Gdy razem z nim pobiegliśmy do szpitala mama była na tk, wyrok:
krwiak podtwardówkowy natychmiast przewożą ją do Łódzkiego szpitala na zabieg. W szpitalu im. Kopernika przez ok 4 godziny badali mamę bo nie byli pewni czy krwiak się rozlał czy nie ( jeśli krwiak pęka to się nie operuje tylko leczy farmakologicznie). W końcu decyzja- operacja.
Zabieg stosunkowo szybki ok 2 godz.i było po wszystkim. Tylko że dopiero po rozmowie z lekarzem operującym okazało się że to był tętniak. Nie mam pojęcia jak był duży,ale rozlał się na całą prawą półkulę.
Według słów lekarza sama operacja zakończyła się 100% sukcesem - tętniak zaklipsowany rozlana krew usunięta. My przerażeni co dalej?
Czekać czekać czekać Boże oszaleć można z lęku, niepewności, bezradności. mama? okaz zdrowia, leczyła się wprawdzie na nadciśnienie ale przecież brała leki i w ogóle. No, paliła za dużo ale zawsze mówiła że lubi.
Przed operacją wystąpiły już problemy z oddychaniem cały czas była nieprzytomna. Leżała pod respiratorem.
Po operacji na OIOM, ciągle nic się nie dzieje. Jezu myślałam, że "sopel lodu" w sercu to tylko taka metafora, a ja naprawdę cały czas odczuwam to zimno w środku. I jeszcze dzieci:
-mogę iść do babci?
-nie babci nie ma
- a gdzie jest?
- babcia jest chora w szpitalu
- ale nie dała mi buzi...
Agnieszko O. Aniu, Asiu, Magdo Elizo i wszyscy inni forumowicze jak wy to przeżyliście? Podziwiam...
Wczoraj minęła dopiero doba a przecież do 14 dni może wg lekarza zdarzyć się wszystko. Wczoraj nadal w śpiączce, - farmakologicznej na szczęście.
Dziś rano pierwszy dobry news: mamusia odłączona od respiratora oddycha sama, zamierzają ją wybudzać.
W momencie kiedy to piszę otrzymałam kolejną wiadomość mamcia wybudzona odezwała się do taty, oczywiście niezbyt przytomnie ale zawsze.
Czytając wszystkie po kolei wypowiedzi na tym forum co raz ogarniało mnie zwątpienie czy mamie się uda, przecież młodsi od niej odchodzili tak nagle...
Mama ma 49 lat
Aż boję się cieszyć, bo to dopiero 2 doba minęła o osiemnastej i jeszcze wszystko może się wydarzyć.
Ale choć juz ciemno to mam wrażenie że słonko świeci całą mocą.
Jutro mam wolny dzień i żeby nie wiem co to pędzę do mamusi.
Już ją przywiązali do łóżka bo się wierci i kombinuje ale dzięki wam wszystkim wiem że to normalne i jestem też przygotowana na wszystko.
Przepraszam że tak chaotycznie ale tylko tutaj czuję że zostanę w 100% zrozumiana i chciałam opowiedzieć wszystko naraz.
Na bieżąco będę zdawać relację z frontu.
Pozdrawiam wszystkich
Aga S