Mam obecnie 55l. W wieku 49 lat przeszedłem
wylew podpajęczynówkowy, którego źródłem było pękniecie
tętniaka tętnicy prostej, który zlokalizowany jest w okolicach pnia mózgu. Jak stwierdzili lekarze jest to miejsce tzw. "nieoperowalne". Wszelka interwencja w tym miejscu głowy grozi bardzo poważnymi konsekwencjami. Ryzyko jest zbyt duże, aby podjąć się operacji.
Od czerwca 2002 roku żyję z czynnym tętniakiem w głowie. Myślę, że z tym tętniakiem żyję dłużej, ale dopiero od czerwca 2002r. dowiedziałem sie o tym "na pewno".
Tuż po wyjściu ze szpitala szukałem przede wszystkim jakiegoś kontaktu z Osobami, którzy są w podobnej jak ja sytuacji. Szukałem pomocy, kontaktu, rozmowy, wsparcia. Szukałem ludzi. Niestety nie trafiłem wówczas na te forum. Szkoda. Moje problemy, lęki, obawy, strach o postawienie każdego kroku minął by mam nadzieję szybciej. Podejmowałem różne działania aby pozbyć się przede wszystkim tego niemożliwego do określenia jego potęgi strachu, żalu, obawy o każde oznaki jakie daje organizm, nawet te, które świadczą, że żyję.
Zacząłem pisać również swojego bloga "żyć z tętniakiem" (www.jerzynazaruk.blox.pl). Zaprzestałem ponieważ nie spotkał się on z zainteresowaniem Osób, o które mi przede wszystkim chodziło - Osoby tak ja owładnięte strachem, traumą, zagubieniem i brakiem jakichkolwiek perspektyw z powodu swojej choroby. Osób, które żyją wciąż ze świadomością, że bomba wciąż tyka...
Optymistyczne: Nauczyłem się już żyć "normalnie". Wykonuję rożne prace, działam w różnych gremiach pomagających innym, sam wykonuję rożne projekty, zarządzam tymi projektami, prowadzę szkolenia, pisze i wydaję... Jest tak, że gdyby ktoś mi powiedział wówczas, gdy pozostałem sam ze swoim "bratem łatą" , że dojdę a właściwie wrócę do takiego stanu - popukałbym się w swoja chorą głowę.
Proszę przeczytaj moje wpisy na blogu. Tam jest prawda o tym jak to było. Jak rozpoczęła się moja choroba. Mam nadzieję, że odpędzi od ciebie i Twoich bliskich ten cholerny strach i zagubienie[addsig]