Witam wszystkich!
Mojej żonie (40l.) pękł
tętniak 27/09. Objawy były typowe czyli ogromny
ból głowy, wymioty, sztywnienie karku. Oczywiście nikt wtedy nie podejrzewał, że to może być taka choroba. Niemniej jednak uznałem, że stan jest na tyle poważny i ból głowy od kilku godzin nie przechodzi, że zawiozłem ją do szpitala w Grodzisku Mazowieckim. Stan mojej żony coraz bardziej się pogarszał, zaczynała zapadać w śpiączkę. Na miejscu bardzo szybko zajął się nią dyżurny lekarz neurolog. Wstępna diagnoza – krwawienie podpajęczynówkowe. Od razu pojechała na CT oraz zrobiono jej angio CT. Wynik – tętniak i decyzja o operacji. Od tej chwili nastały dni strachu i nerwów. Do szpitala został ściągnięty neurochirurg dr. Górski, który przeprowadził operację wraz z dr. Piwowarskim. Od wystąpienia objawów do operacji minęło 12 godzin zatem właściwie wszystko się zadziało bardzo szybko. Operacja jako zabieg się udała tzn tętniak został zaklipsowany dwoma klipsami.
Po operacji lekarz nie chciał ferować żadnych wyroków gdyż stan żony był bardzo poważny i
wylew krwi był bardzo rozległy. Przyznał, że miał wątpliwości czy w ogóle operować bo w zasadzie w tym stanie nie zaleca się operacji. Dawał jej tylko 20% szans na przeżycie!
Przez 7 dni żona leżała na OIT podłączona do respiratora. W międzyczasie pojawiły się komplikacje w postaci
wodogłowia. Dwa razy była operowana w związku z drenarzem zewnętrznym. Po 7 dniach i po odłączeniu respiratora zaczęła sama oddychać. Minął dzień i gdy leki sedacyjne przestały działać wybudziła się. Ruszała nogami i rękoma. Nie było oznak jakiegoś głębokiego paraliżu. Powoli zaczął być z nią kontakt. Kiwała głową na zadawane pytania. Na szczęście skurcz naczyniowy, który zapewne nastąpił, bo występuje zawsze po krwawieniu podpajęczynówkowym nie był bardzo silny. Dostawała leki przeciwskurczowe i podnoszące ciśnienie krwi.
W kolejnym dniu odezwała się ale jej mowa była kompletnie niezrozumiała. Wyglądało, że ma
afazję ruchową. Minął kolejny dzień i słowa zaczęły być coraz bardziej zrozumiałe. Jeszcze cicho wypowiadane ale z sensem przeplatane niestety jakimiś myślami zupełnie od rzeczy. W niedzielę lekarze zdecydowali się na zaimplantowanie zastawki komorowo dootrzewnej gdyż płyn nie chciał się wchłaniać, a pozostawienie drenu zewnętrznego groziło zakażeniem i umniemożliwiało jakiekolwiek próby zmiany pozycji. Był to już czwarty zabieg na jej głowie.
Po dwuch tygodniach leżenia w tym jednym tygodniu nieświadomości żona została po raz pierwszy spionizowana przy pomocy rehabilitanta. Jej mowa jest coraz bardziej zrozumiała. Pamięta różne rzeczy przed zdarzeniem. Wie gdzie jest i dlaczego zatem wszystko idzie w dobrym kierunku i oby tak dalej. Trochę jej się miesza w głowie i ma czasem dziwne myśli, chciała wstać i iść ze mną do domu na przykład ale mam nadzieję, że jej to minie z czasem. Zapewne długa droga przed nią i przede mną i ciężka
rehabilitacja ale wierzę, że ma duże szanse wrócić do w miarę normalnego funkcjonowania.
Strach cały czas mnie nie opuszcza bo jeszcze tyle zagrożeń, ta zastawka, potem plastyka ale pozytywne myślenie mnie nie opuszcza. Po prostu wiem, że wszystko będzie dobrze.
Myślę, że lekarze zrobili kawał dobrej roboty. Szpital i personel wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie. Tyle się złego słyszy o służbie zdrowia, o niekompetentych lekarzach, a tutaj to miejsce temu całkowicie zaprzecza.
Pozdrawiam wszystkich chorych i ich rodziny i znajomych. Trzeba być dobrej myśli i trzeba się wspierać nawzajem.
Będę się starał opisywać kolejne etapy w dochodzeniu do zdrowia mojej żony.
MZ.