Witam, nie wiem czy dobrze trafiłam, ale spróbuję. Mój narzeczony ma 26 lat. Nie ma żadnych fizycznych objawów, takich jak bóle głowy czy zaburzenia widzenia. Chodzi o to, że potrafi dosłownie w sekundę zmienić się diametralnie - w prozaicznych (choć dla mnie uciążliwych) sytuacjach, kiedy np. żartujemy, śmiejemy się w autobusie, a on nagle pełen jadu zwraca się do mnie 'zamknij się, ludzi wokół nie obchodzi że istniejesz' gdy rozmawiam z nim spokojnym tonem o codziennych sprawach, a nie mam zwyczaju wydzierania się na cały autobus, ani tak w ogóle absorbowania ludzi moją osobą. Czasem gdy spacerujemy, jest bardzo miło, bez kłótni, aż nagle widzi kogoś, kto mu się nie podoba i zaczyna go wyklinać, gdy proszę by zachował to dla siebie lub chociaż nie przeklinał, wścieka się i zaczyna wyzywać mnie. Do tego dochodzą bardzo impulsywne reakcje - raz gdy ze swojej winy odszedł z przystanku autobusowego, a autobus przyjechał punktualnie, on podbiegł i z całej siły uderzył w szybę, raz w autobusie cisnął słuchawkami o podłogę i zaczął je deptać... Podobnych przykładów jest mnóstwo. Wspiera mnie jeśli chodzi o moje studia, ale potrafi też wyśmiewać mnie za to, że chodzę do szkoły zamiast wziąć się za porządną robotę, zamiast liczyć że po studiach dostanę jakąkolwiek pracę i marnować czas, choć ja nigdy nie twierdziłam że jestem pewna że po studiach nagle pracodawcy będą o mnie zabiegać. Do tego dochodzi też to, że mój narzeczony jest alkoholikiem. Nie muszę chyba dodawać że jest przeciwny jakiejkolwiek pomocy w walce z tym. Raz już przez pijaństwo był w areszcie, no i jak widzicie w powyższych przykładach, podobnie i tu - płacze, przyznając się że jest alkoholikiem i obiecuje poprawę na kolanach, innym razem bagatelizuje całą sprawę, bo jego wizja alkoholika to bezdomny menel, natomiast jego codzienne picie to nagroda po pracy (co ciekawe pracy nie ma już prawie pół roku, a on nie przerwał swojego 'rytuału'). Jest mi naprawdę bardzo ciężko, bo to opiekuńczy mężczyzna, potrafi zadbać o dom, jest bardzo samodzielny, chętny do pomocy innym. I kiedy staje się taki totalnie zły, przypominam sobie że jeszcze 5 min. wcześniej był 'normalny'. Czasem zdarza się że nagrywa mi się na poczcie kiedy mnie wyzywa, a po odsłuchaniu nie poznaje swoich słów. I to nie jest granie na litość, wiem kiedy jego reakcje są szczere. Bardzo podobnie zachowuje się względem swojej mamy - są wyzwiska/ bezgraniczne uwielbienie, brak szacunku. Jego tata miał tętniaka. Nie wiem czy w przypadku mojego narzeczonego to jest choroba psychiczna, czy właśnie dolegliwość fizyczna, czy rozdwojenie jaźni. Od lat deklaruję mu moją pomoc, że przejdę z nim potrzebne badania, ale to na nic.