Witam wszystkich na forum.
Chciałabym się z Wami podzielić przeżyciami z ostatnich dwóch tygodni a dokładnie od 21.09-wtedy to się stało i życie przewróciło się do góry nogami... Mój mąż (31 letni pełen życia facet jeżdżący na nartach, chodzący regularnie na siłownie i basen-jednym słowem okaz zdrowia)na chwilę stracił przytomność, potem okropny
ból głowy i paraliż jednej nogi(który ustąpił po ok 1h)-karetka, szpital, tomografia i straszna diagnoza-
krwotok podpajęczynówkowy....Został natychmiast przewieziony na neurochirurgię gdzie angiografia potwierdziła
wylew z pęknietego zaledwie 5 mm tętniaka. Na drugi dzień o godz 22 rozpoczęła się operacja (chwała leakrzom, że dotrzymali zalecanego czasu wykonania operacji zaklipsowania tętniaka do 48h od wylewu), która trwała ponad 6 godz-to była najdłuższa i najstraszniejsza noc w moim życiu, którą spędziłam pod salą operacyjną w oczekiwaniu na wyjście lekarza, który owszem poinformował mnie o zakończeniu zabiegu ale nie zagwarantował CZY i w jakim stanie się mąż obudzi... I znów to straszne czekanie...Obudziłł się, poznał mnie, uśmiechnął i mimo, że lakarze przewidywałi paraliż, niedowłady, zaburzenia wzroku, rozumienia, mowy-nic z tych strasznych rzeczy się nie stało!!!! Owszem kolejne dni były okropne-mąż budził się i zasypiał, miał tzw zaburzenia krytycyzmu sytuacji czyli chciał iść do domu bo uważał, że nic mu nie jest, miał problemy z pamięcią bieżącą, był oschły i niespokojny, bardzo spuchła mu głowa i buzia po stronie operacji. Cały czas było ryzyko powikłań w postaci skurczu naczyń,
wodogłowia, zawału mózgu. I każdy dzień, każda godzina to czekanie w strachu.... Ale po tygodniu przenieśli go z neurochirurgii na neurologię bo stan się poprawiał z każdym dniem a tam przewidywali okres
rehabilitacji 3 tyg. To było tydzień temu-dziś mój mężuś chodzi, śmieje się, je jakby rok jedzenia nie widział, rozmawia, wszystko pamięta, nie ma problemu z koncetracją-psycholog i lekarze są bardzo zadowoleni z jego stanu i we wtorek WRACA DO DOMU!!!! Piszę o tym wszystkim bo wiem po sobie, że ludzie którzy wchodzą na tą stronę nie szukają sensacji tylko informacji a przede wszystkim POCIESZENIA, że będzie dobrze! Ja po lekturze wypowiedzi na forum jeszcze bardziej się załamałam, bo w większości są tu tragicznie kończące się historie, I nie wiem czy to dlatego, że tylko tacy ludzie piszą a tym co się udaje już tu nie zaglądają i nie dzielą się radosnymi wieściami... W każdym razie mojemu mężowi się udało (już nie chce nawet myśleć, że coś będzie nie tak) i życzę wszytkim, których ta okropna choroba spotkała oraz tym, których bliscy walczą z tętniakiem aby wierzyli,że im też się uda!
Dziękuję Bogu i chirurgowi z neurochirurgii w Krakowie za ocalenie mojego męża....