Witam JK., bo nie wiem jak masz na imię. Miałem nadzieję dowiedzieć się jak sobie radzą inni po podobnym incydencie a tu okazuje się, że moje życie interesuje kogoś i to jak ja sobie z tym radzę. Proszę nie zrozumieć tego nagannie gdyż nie o to mi chodzi. Jestem zadowolony jeżeli coś co przeżyłem, jak sobie z tym radzę napiszę i choć trochę komuś, w czymś pomoże. Nie jestem jeszcze zniechęcony pisaniem i jeżeli to nastąpi zapewniam – napiszę to otwarcie. Pierwsze co zauważyłem u Ciebie JK, to niecierpliwość. Napiszę może w ten sposób, od czego zacząłem u siebie. Byłem bardzo energicznym, żeby nie powiedzieć nerwowym i niecierpliwym człowiekiem. Są tacy którzy twierdzą, że do dzisiaj mi tak pozostało. Ja jednak uważam, że to czym wtedy się zajmowałem pochłaniało mnie całkowicie. Prowadziłem działalność i nie wiedziałem co to znaczy wolny dzień od pracy czy urlop. Tempo było ogromne, zajęć bez liku i kłopotów co nie miara.. W momencie gdy załatwiałem bardzo ważną, dla mnie sprawę dopadł mnie udar. Pewnie stres nerwy i ciśnienie którego nigdy wcześniej nie sprawdzałem. A tu mało, że mnie krew zalała mózg to jeszcze tętniak czyli bomba w głowie. Pierwsze co po odzyskaniu świadomości, przyjęciu do wiadomości co się stało i w jakim jestem stanie było zastanowienie się nad tym co dalej. Jak ma wyglądać moje życie? Ponieważ jeden z lekarzy z którymi rozmawiałem powiedział mi, że tylko 20% pacjentów po krwawym udarze przeżywa. Zrozumiałem jakim jestem szczęściarzem. Mimo wszystko byłem jakoś pozytywnie nastawiony do tego co mnie spotkało. Postanowiłem mocno zwolnić tempo życia. Nie mogłem sobie przypomnieć co robiłem w trakcie nieświadomości ale opowiedzieli mi moi bliscy. Moja świadomość powróciła gdy leżałem na korytarzu szpitala po punkcji z kręgosłupa, pod plakatem na którym widniał znany napis: kochajmy ludzi tak szybko odchodzą,. Na dodatek nie mogłem napić się z kubka kawy gdyż ulewało mi się wszystko w skutek porażenia nerwów twarzy. Jeszcze wtedy nie wiedziałem jak będzie wyglądało moje życie ale zastanawiałem się czy to czasem nie jest początek końca. Później doszedłem do tego, że człowiek który otarł się o "tamtą stronę" a tak było, inaczej patrzy już na życie. Nie zawsze to co było najważniejsze przed, teraz już takim ważnym nie jest. Ja uważam, że najwięcej zależy od naszej własnej świadomości i przekonania do tego jak chcemy żyć. Wiem,.. już słyszę jak niektórzy powiedzą: dobrze ale jaka jest recepta aby być znowu zdrowym? Otóż ja już się pogodziłem, że nie będę nigdy zdrowym i niektóre rzeczy czy sposób życia jest niemożliwy, chyba że nie zależy mi na tym jak długo chce jeszcze TU gościć. Nie przesadzam z ostrożnością i nie myślę całymi dniami o tym co mam w głowie. Gdybym miał operację i przeżył, pewnie myślałbym, że powinienem być już zdrowym. Tak nie jest i nigdy nie będę zdrowy tak jak nigdy już nie będę miał 18 lat. To tyle o moim psychicznym podejściu do tego "towarzystwa" w głowie jakie mi los zafundował. Medycznie właściwie jest bez zmian od około roku po incydencie. Leki na ciśnienie, uspokojenie no i niestety spore ilości (jak mi się wydaje) leków przeciw bólowych. Nie tylko z tego powodu, gdyż jeszcze dopadła mnie tak zwana wśród niektórych kręgów choroba szlachecka czyli tzw. Podagra. A tak bardziej współcześnie DNA. Nie robiłem żadnych badań specjalistycznych w kierunku sprawdzenia czy "bombka" się powiększa czy nie. Zastanowiłem się czy to coś zmieni jeżeli dowiem się, że jest większa? Jeżeli zmieni to zapewne nie na lepsze. Pamiętam jeszcze jak za każdym kichnięciem czy przy uporczywym kaszlu zastanawiałem się czy uderzy czy nie. Teraz też gdy czasem, z różnych powodów wystąpi nagły ból z tyłu głowy przez chwilę oczekuję co się stanie. Przyciskam brodę do klatki piersiowej i sprawdzam czy zaboli bardziej. Ale jakoś po pewnym czasie przechodzi i farmakologia pomaga w takich momentach. Specjalnie nie pisze tu żadnych nazw leków gdyż uważam osobiście, że tego robić się nie powinno. Niektórzy bardzo ulegają sugestii. Od tego mamy lekarzy i mimo niektórych przypadków zaufajmy im. Bardziej tym sprawdzonym a w przewlekłej chorobie jaką mamy zapewne takich spotykamy. Anatomia jest tą dziedziną gdzie nie zawsze ten sam efekt przyniesie ten sam preparat u dwóch różnych pacjentów. Na koniec trochę o tym wzmocnieniu które mamy jeżeli nas to coś nie zabije. Może zacznę od tego najgorszego. Tak, tętniak może zabić i pewnie zbyt wielu się już o tym przekonało. Ale ja jak to miałoby nastąpić przynajmniej będę wiedział co się dzieje i nikt nie wciśnie mi przeziębienia lub grypy. Czy ja mam więcej siły do życia? Tak, bo nie wiem kiedy ono może się skończyć, dlatego korzystam jak mogę, w miarę możliwości. Usiłuję nie tracić czasu na zamartwianie się. Pogoda ducha? Tak, bo już się trochę otarłem o tamtą stronę i wiem, że kiedy to przyjdzie to i tak będzie to sukces, bo dostałem prolongatę za którą jestem wdzięczny. W tym powiedzeniu jest bardzo dużo prawdy. Przynajmniej w moim przypadku tak uważam. Gdyby nie to, co mnie spotkało zastanawiałbym się czy gniewać się na kogoś kto prosi mnie abym mu podniósł ciężki przedmiot a ja mu odmawiam, bo nie mogę dźwignąć mimo, że ten nienawistnie na mnie patrzy, bo przecież myśli o mnie – nieuczynny, gbur lub gorzej. Ile to by czasu minęło gdybym mu chciał wytłumaczyć dlaczego mu odmawiam a i tak pewnie by nie dowierzał. Strata czasu. Czy w sytuacjach konfliktowych wcześniej bym ustąpił? Nie, wtedy to nie było w moim stylu. Teraz dużo częściej wycofuję się i unikam takich sytuacji. Dużo pomagają rady dobrych lekarzy, którzy radzą unikać przede wszystkim stresu i konfliktów. Wiem... To nie proste a czasem niemożliwe. Trzeba jednak próbować i chociaż ograniczać do minimum. Może farmakologicznie pod okiem lekarza. Wiem jak to jest trudne, gdyż jak wspomniałem nie widać po mnie choroby i staram się aby nikt tego nie mógł zauważyć po zachowaniu. Ojej.. No i proszę a podejrzewałaś JK mnie, że nie mam chęci już pisać. Proszę niechcący "wysmażyłem" post opasły i nie wiem czy wystarczająco odpowiedziałem na Twoje JK wątpliwości. Pozdrawiam.
Wojciech W