W marcu 2003 roku na SLA zachorował mój tato,zaczeło się od tego jak upuśćił szklanke z kawą,za tydzień czasu ręka już opadała,zgłosił się do lekarza,przeszedł w szpitalu uniwersyteckim Kopernika w Krakowie szereg badań i niestety okazało się że ma stwardnienie boczne zanikowe,choroba postepowała jak galopujacy koń,2 miesiące później tato już nie chodził kolejne 2 mies później nie mówił,krztusił się jedzeniem,potem już nie jadł ,stan krytyczny czyli gorączka wystąpiły z początekiem listopada,wezwaliśmy pogotowie,tato zmarł 8 listopada, bezdech Ta choroba to jest jakaś potwora,widziałam cierpienie taty przez 9 dłłłłłłłłłłłłługich miesięcy i ten ból że kiwnąć palcem nie mógł ! STRASZNE !!!!!