Mózg wspomagany prądem
Sławomir Zagórski, Atlanta2006-10-19, ostatnia aktualizacja 2006-10-19
00:00 Wszczepione do mózgu elektrody przywróciły częściowo mowę i
zdolność ruchu nieprzytomnemu od sześciu lat mężczyźnie. To pierwsza
tego typu udana próba na świecie. Etycy są nią jednak zaniepokojeni
O kulisach zabiegu poinformowano podczas zakończonego w środę dorocznego
kongresu Amerykańskiego Towarzystwa Neurobiologicznego w Atlancie.
Pacjentem jest 38-letni mężczyzna, który sześć lat temu doznał
rozległego urazu mózgu na skutek wypadku. W efekcie zapadł w stan tzw.
minimalnej świadomości. Reagował wprawdzie na niektóre polecenia, nie
potrafił jednak wypowiedzieć żadnego słowa ani poruszyć ręką czy nogą.
Miał też spore kłopoty z połykaniem jedzenia. Od wielu miesięcy jego
stan nie ulegał najmniejszej poprawie.
Olej Rzepakowy
Niezastąpiony w okresie intensywnego rozwoju mózgu. Sprawdź
RozwojMozgu.pl
Neurochirurdzy z Cleveland Clinic wszczepili do mózgu mężczyzny dwie
elektrody, umieszczając je głęboko w strukturze zwanej wzgórzem (łac.
thalamus). Pełni ono funkcję centrum przekaźnikowego, w którym zbiegają
się szlaki związane z pobudzeniem, utrzymaniem uwagi i emocjami.
Przewody zasilające elektrody wyprowadzono na zewnątrz mózgu, a zasilacz
wszczepiono pod obojczykiem pacjenta.
Efekt włączenia prądu był natychmiastowy. Chory po raz pierwszy od
sześciu lat zaczął wypowiadać pojedyncze słowa i robił to z sensem.
Rozpoznawał też pokazywane mu obrazki.
Naukowcy śledzili jego zachowanie przez kilka tygodni, włączając i
wyłączając prąd. Za każdym razem mózg pobudzany elektrodami pracował na
wyraźnie wyższych obrotach. Poprawił się nie tylko kontakt z otoczeniem.
Choremu było też łatwiej żuć i połykać jedzenie. Stopniowo odzyskiwał
także kontrolę nad lewą ręką.
Leczenie za pomocą umieszczanych głęboko w mózgu elektrod nie jest
nowością. Od dawna używa się tej metody w terapii
choroby Parkinsona,
uogólnionej dystonii ("Gazeta" z 9 grudnia 2005),
epilepsji, ostatnio
coraz częściej elektrody pomagają w walce z uporczywymi bólami ("Gazeta"
z 5 stycznia 2006). Od 20 lat lekarze próbowali pomóc w ten sposób także
osobom z poważniej uszkodzonym mózgiem. Niestety, z marnym skutkiem -
np. jedną z pacjentek, którą próbowano w ten sposób leczyć, była słynna
Terri Schiavo (Amerykanka z nieodwracalnie uszkodzonym mózgiem, o której
życie toczyła się w ub. roku niebywała walka prawna elektryzująca
Amerykę i świat, i której ostatecznie pozwolono umrzeć).
Tym razem się udało. Prawdopodobnie dlatego, że naukowcy z nowojorskiego
Weill Medical College przy Cornell University, z Cleveland Clinic w Ohio
i z JFK Johnson Rehabilitation Institute w Edison (New Jersey) bardzo
dokładnie wybrali pacjenta do zabiegu. Po pierwsze, był on częściowo
świadomy, a po drugie - jak wykazały badania - wiele ważnych części
mózgu, odpowiedzialnych m.in. za mówienie, pozostało nieuszkodzonych.
Ta udana próba oznacza nadzieję dla wielu pacjentów i ich rodzin.
Eksperci oceniają, że w samej Ameryce żyje ponad 100 tys. ludzi w stanie
częściowej świadomości.
Tego typu leczenie wiąże się jednak z wieloma wątpliwościami natury
etycznej - przyznali w Atlancie przeprowadzający zabieg neurochirurdzy.
Chorzy z ciężko uszkodzonym mózgiem nie są w stanie samodzielnie podjąć
decyzji o zabiegu. Poza tym na razie trudno przewidzieć, jaki będzie
jego efekt, może bowiem się okazać, że stan chorego jeszcze się pogorszy.
38-letni mężczyzna, który właśnie skorzystał z terapii, wciąż nie
potrafi powiedzieć, co myśli o zastosowanym wobec niego leczeniu, ani
opisać własnego stanu zdrowia.
Lekarze nie ujawnili jego personaliów, by chronić jego prywatność.
Oświadczyli także, że uzyskali zgodę na zabieg zarówno ze strony Urzędu
ds. Żywności i Leków, jak i rodziny chorego. Niedługo opiszą szczegółowo
wyniki terapii w piśmie naukowym. O tym, czy będzie ona używana
częściej, zadecydują kolejne próby.
Więcej... http://wyborcza.pl/1,75476,3691296.html#ixzz16yOm36ug