Witam to co piszesz jest wstrząsające, niestety w polsce nie na czegoś takiego jak eutanazja, jest to rzecz nielegalna i karalna. Miażdźyca to choroba okrutna rozwija się podstępnie i po cichu, w pewnym momencie kawałek takiej blaszki miażdźycowej się urywa i ze zdrowego człowieka robi się człowiek bardzo schorowany w jednej chwili. Tej choroby niestety nie da się wyleczyć można ją jedynie próbować łagodzić czyli stabilizować te blaszki żeby dalej się nie urywały i nie odkładały. Podaje się takim pacjentom leki na cholesterol, a w miejscach gdzie są zwężenia wkłada się rusztowania czyli stenty. Nie którzy pacjenci nazywają to przeczyszczaniem żył, lecz tej blaszki nie da się usunąć, jedynie poszerza się te zwężenia. Ja nie bronie lekarzy ale wydaje mi się że twój tata został odłączony od respiratora kiedy zaczął już samodzielnie oddychać, to że jest obrzęknięty to może świadczyć o uszkodzonym sercu lub/i nerkach, które mogły uszkodzić np oderwane blaszki miażdźycowe. Przy dużych obrzękach duszności są normalne i podłączenie do respiratora nie wiele pomoże i przedłuży tylko cierpienie człowieka, a tak mu nie pomoże w zmniejszeniu duszności. Proszę zwróć uwagę czy tata dostaje jakieś leki w takich dużych strzykawkach np Furosemid one jedynie mogą ulżyć w dusznościach. Co do podawania antybiotyków to trudno co kolwiek powiedzieć generalnie pacjent jeżeli jest aktywne zakażenie czyli widać to w wynikach, posiewach krwi pacjent gorączkuje, powinien je otrzymywać mimo tego że jest nawet umierający. Są co prawda kryteria które mówią kiedy odstępuje się od podawania niektórych leków. Jeżeli wydaje się pani że jest coś nie w porządku, że lekarze wykręcają się, nie udzielają pani odpowiedzi uczciwie, proszę podejść do dyrektora szpitala i złożyć skargę że lekarz odmawia podanie tacie antybiotyku, nie uzasadnił tego dlaczego nie i co powiedział -na piśmie to umieścić proszę Od ordynatora zażądać wyjaśnień na piśmie tego muszą udzielić, jeżeli wy wystosujecie takie pismo które przejdzie przez sekretariat oraz proszę zażyczyć sobie wglądu do dokumętacji taty, niestety mogą odmówić. Proszę mi uwierzyć my też byliśmy strasznie waleczni przy naszej mamie, była podobna sytuacja, wydawało nam się że wszyscy nas oszukują, nie dbają o mamę leków nie dają ile trzeba- a leki lały się wiadrami. Mam wyglądała jak balon, spuchnięta blada. Pamiętam taką młodą lekarkę - Kingę ona jedyna ze mnę porozmawiała uczciwie tak wydaje mi się z perspektywy czasu. Wyjaśniła tak samo jak ja tobie co za choroba, jej konsekwencje, na końcu dodała że stanu mamy poprawić się już nie da, że choroba już zrobiła swoje, że oni tylko łagodzą objawy i przedłużają jej cierpienie i agonię. Podjęłyśmy z siostrami decyzję że; chcemy być przy mamie, że chcemy żeby już nie cierpiała. Oni oczywiście utrzymali niezbędne leki, podawali tlen i leki moczopędne bo mamie miazdzyca i cukrzyca zniszczyły nerki i serce oraz mama dostała
udaru. A my płakałyśmy w domu, a w szpitalu byłyśmy pogodne głaskałyśmy po rekach, mówiłyśmy, przytulałyśmy się wiedziała że nie jest sama. Zostawiła nas po 9 tyg walki.
Na wszelki wypadek zrobili mamci sekcję i niestety lekarze mieli rację. My po tych 2 latach jesteśmy wdzięczne bogu że trafiłyśmy na te lekarkę, że wyjaśniła co i jak. Jedyna rzecz z jaka się nie mogę pogodzić to że nie namówiłam mamy na jakieś badania cholesterolu, że kiedy się żle poczuła nie zmusiłyśmy do pójścia do lekarza bo tam na Ojomie nic nie dało sie już zrobić. Jedyne co mogę zrobić to prosić aby pani w tych emocjach i cierpieniu spróbowała się uspokoić i porozmawiać na spokojnie z lekarzem co i jak, nie krzycząc, proszę spisać pytania na kartce i porozmawiać z ordynatorem. Pozdrawiam Tatiana