w przypadkowy sposób trafiłam na to forum, przeczytałam je i chciała bym się podzielić moim doświadczeniem związanym ze śpiączką. Moja kuzynka Marta dwa lata temu przeżyła wypadek samochodowy, jakiś pijak potrącił ja na pasach. W śpiączce przebywała ponad 6 miesięcy, była podłączona do respiratora, miała tracheotomie, karmili ja przez sądę. Lekarze nie dawali Marcie najpierw większych szans na przeżycie- urazy czaszkowo-mózgowe i uraz wielonarządowy, potem stwierdzili że do końca życia będzie ,,roślinką'' i nigdy nie będzie oddychać sama. My od samego początku wierzyliśmy że Marcia się obudzi i wyzdrowieje. Już od drugiego tygodnia po wypadku jak stan Marty ustabilizował się pełniliśmy przy niej dyżury na zmianę, codziennie kto inny z rodziny i znajomych było nas łącznie 10 plus minus 3 osoby od czasu do czasu. Znajoma pielęgniarka powiedziała nam co mamy robić, jak się zachowywać. Zawsze przychodząc do Marty każdy się przedstawiał, opowiadał krótko o sobie - kim jest, co robi, co wydarzyło się danego dnia, jakie ma plany na następny. Powtażaliśmy też kto był dnia poprzedniego i kto przyjdzie następnego. Masowaliśmy jej dłonie i stopy, pomagaliśmy w opiecę nad Martą personelowi oddziału OIOM, przynosiliśmy różne znane jej przedmioty i zjęcia oraz opowiadaliśmy o tym że czekamy za nią, jak wygląda jej odnowiony pokój i jak tęsknimy. Ci bardziej zdolni pichcili dla Marty jej ulubione zupki i desery- oczywiście wszystko do sądy. Nasza Marta zaczeła otwierać oczy, reagowała na nasze głosy, potrafiła płakać jak się opowiadało smutne historyjki, śmiała się z dowcipów tak od 2 miesiąca od porzebywania na OIOMIE. Lekarze na poczatku nam nie wierzyli dopiero jak Marta złapała ordynatora za fartuch to uwierzyli. Po 4 miesiącach Marte odłaczyli od respiratora i po wielu naszych staraniach przekazali na oddział rehabilitacji, tam Marta już od pierwszych dni wykazywała postępy. Ja przebywałam z nia przez te 2 miesiące w tym ośrodku. Zrobiła takie postępy że usuneli jej rurkę trachostomijną, sama siedziała, jadła no i najważniejsze zaczeła mówić i początki chodzić. Po tym czasie wypisano ją do domku ponieważ nie mogła duzej przebywać na oddziale rehabilitacji. W domku też dużo ćwiczyliśmy, wyjechaliśmy 2 x na turnus rehabilitacyjny. Obecnie Marta jest osobą praktycznie sprawną fizycznie, niestety rozwój psychiczny na poziomie 10 lat dziecka, ale mówie wam jest nadzieja i tego należy sie trzymać. Mimo tego że Marta miała nie żyć, potem miała być roślinką, przeszła sepsę od wenflonu, miała odleżyny ale wygrała walkę o życie i TO JEST NAJWAŻNIEJSZE. Podziwiam ten opis pani opiekującej się Uleczką, z naszą Martą leżała dziewczyna którą nikt się nie interesował tylko podobno rodzice dzwonili pytać czy już umarła, widziałam ich wielką rozpacz kiedy umarła, tylko się zastanawia mnie to gdzie byli kiedy jeszcze żyła,skoro mieszkali niedaleko szpitala. Podzowiam was wszystkich za walkę i trzymam kciuki że wam się uda.