Paula, dzieki za zapytanie.
Niestety tate malo widzialam, ze wzgledu na grype. Ale za to mialam dla niego dobre wiadomosci, znalazlam prace, dokladnie taka jaka chcialam, bardzo sie cieszyl, przynajmniej takie mialam wrazenie. Zawsze na mnie bardzo reaguje, nie chcial zebym wychodzila od niego, pozegnanie bylo trudne. Chyba trudniejsze z jego strony niz zwykle. Kiedy dzwonie mama daje mu sluchawke, zawsze jest wtedy pobudzony...
No coz, moge tylko powiedziec, JEST ZYCIE W SPIACZCE, i to jakie zycie. Miimo cierpienia i ogromnego bolu tata nie przestaje sie usmiechac. Tata bardzo cierpial, mial bole, byl operowany jakis czas temu, ale mimo to cierpial. Wielu roznych lekarzy go widzialo, badalo i nie mozna bylo znalesc przyczyny, podejrzewalismy ze od psychiki... Teraz sie ustabilizowal i znowu sie wiecej usmiecha. Bywa taki radosny, wiec nie sadze zeby mial depresje. A poza moja mama swiata prawie nie widzi. Lubi tez rehabilitantow, ktorych jest pupilkiem, chetnie cwiczy. Kiedy w wigilie zobaczyl swoje wnuki (wnuczka byla jego oczkiem w glowie, wnuk urodzil sie tydzien po zasnieciu taty) i moja "brzemienna" siostre po dluzszym czasie o malo nie wstal z wozka. Moze ktoregos dnia w koncu wstanie?
Czasem chce zeby to sie w koncu skonczylo, kiedy tata bardzo cierpi, mamie serce peka z bolu ze nie moze mu pomoc, a my wszyscy nie mamy odwagi ani sily zeby zyc dalej zyciem codziennym, w ciaglym oczekiwaniu co przyniesie jutrzejszy dzien albo juz kolejna noc. Czasem mam nadzieje, ze to tylko sen, ze nie zdarzylo sie naprawde, ze kiedy pojade do domu tata otworzy brame i wyjdzie na podworko zeby mnie przywitac, albo odbierze z dworca. Jade do domu za kazdym razem z bolem i strachem i jednoczesnie z nadzieja, ze wszystko bedzie jak dawniej... albo ze tym zarem zdarzy sie cud... Nic juz nie bedzie takie jak dawniej, wiem. Ale marzenia, wspomnienia i nadzieja - to wszystko pomaga przetrwac. Ktoregos dnia cos sie wydarzy, tata zasnie snem wiecznym albo przemowi do nas w ten czy inny sposob i powroci, - ale zanim to sie zdarzy musimy zyc dalej. Byc przy Nim, i zyc tak jakby sobie tego zyczyl. Duzo czasu uplynelo zanim zrozumialam ze najlepsze co moge zrobic to ulozyc sobie zycie i byc szczesliwa, mimo bolu w sercu. Dla Niego i dla mamy. Z perspektywy czasu mysle nawet, ze to wlasnie jest najtrduniejsze ze wszystkiego - zyc dalej i umiec sie radowac pomimo bolu w sercu..
Nowy Rok, nowe nadzieje, u nas zaczal sie trzeci rok zycia w taty w spiaczce. Naszego zycia ze spiaczka - bo chyba wszyscy sie ze mna zgodzicie - spiaczka dotyczy nas wszystkich, czasem nawet bardziej nas niz samych spioszkow.
Na Nowy Rok zycze Wan sily, wiary i nadzieji ale takze odwagi zebyumiec sie cieszyc zyciem pomimo wszystko.
Do nowych osob na forum, ktorych zycie ostanio bardzo doswiadczylo - nie umiem was pocieszyc, ale wiedzcie ze jest tu wiele bardzo wiele osob ktore doskonale rozumieja to co teraz przezywacie bo kazdy z nas mial podobne przezycia... Zycze Wam duzo sil i nadzieji, bo jesli ma sie zdarzyc cud - to w wlasnie w tych pierszych tygodniach zdarza sie najczesciej...
pozdrawiam
Megi
Ps. Aniania co u Was, moje zyczenia swiateczne mailem wrocily, mialas za pelna skrzynke?