witam wszystkich, minął ponad rok od wypadku mojego męża, więc postanowiłam skrobnąć kilka lub kilkanaście zdań, aby wesprzeć innych w wierze i wytrwałości, a także w walce o każdy choćby maleńki kroczek do przodu. Przypomnę krótko: mój mąż (49 lat) zapalony kolarz + pływak w trakcie pływania na basenie olimpijskim doznał
wylewu krwotocznego ( pękł
tętniak tętnicy przedniej). Ponad 2 minuty przebywał pod wodą (tu bez komentarza) doszło do NZK (zatrzymania krążenia, więc także niedotlenienia), embolizacja nieudana, śpiączka, operacja trepanacji czaszki z racji olbrzymiego
obrzęku mózgu dopiero po 2 tygodniach od zdarzenia. Szanse na życie, na przeżycie - "0". Po operacji śpiączka,
niedowład wiotki, rurka tracheo, peg., "0" szans na wybudzenie. Na dzień dzisiejszy mąż odzyskał świadomość w pełni, mówi, rozumie, rozwiązuje krzyżówki, oczywiście nie jest to sprawność umysłowa sprzed zdarzenia, rozwiązywał experta w Sudoku, teraz ma problem z poziomem medium, pamięta języki obce, czyta książki. Największym problemem jest pamięć robocza, bieżąca, kasuje się właściwie na bieżąco, ale codziennie systematycznie ją ćwiczymy w nadziei na polepszenie. Problemem jest także znaczna niesprawność ruchowa, z powodu NZK i znacznego niedotlenienia wskutek utopienia mąż ma niedowład 4 kończynowy, w zasadzie rusza tylko jedną ręką, dzięki czemu może chociaż sam zjeść posiłki, ale także i pisać, kolorować itp. Nie tracimy jednak wiary, w to że może będzie jeszcze lepiej, ćwiczymy codziennie, jak nie z rehabilitantem to sami, i maleńkimi kroczkami wciąż troszeczkę do przodu. Nauczył się w miarę samodzielnie usiąść na łóżku, teraz ćwiczymy przesiadanie z łóżka na wózek, to ciężka praca, aby wzmocnić mięśnie rąk na tyle, aby udźwignęły ciężar całego ciała. Dodatkowo przyplątało się neurogenne skostnienie w obrębie stawu miednicy + barku. Zacementowało biodro całkowicie, tak,że ruch nóg jest na chwilę obecną niemożliwy. Jutro jedziemy szpital, na próbę usunięcia, choć częściowo skostnień w prawym stawie. Mamy nadzieję, że się uda i pozwoli nam to pójść z reh znowu ciut dalej. Najważniejsza jest wiara, miłość i niestety także, jeśli nie przede wszystkim wytrwałość, nie tylko w ćwiczeniach, ale także w poszukiwaniu informacji dot. danej jednostki chorobowej. Dziś wiem na 100% gdybym nie zgłębiła ton literatury nie bylibyśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy teraz, gdyż niestety lekarze są znieczuleni i obojętni, niechętni do udzielania jakichkolwiek wskazówek. Przy wszystkich problemach jakie pojawiły się po drodze, zawsze musiałam najpierw się wyedukować u wujka google a potem walczyć z lekarzem o nasze. Wierzę, ze Wy także zawalczycie o swoich Bliskich, i także za jakiś czas napiszecie o tych małych-wielkich kroczkach ku poprawie :) Pozdrawiam wszystkich ciepło Ela
Ps. i nie wierzcie do końca w pochwały pewnych ośrodków rehabilitacyjnych - sami znajdźcie czas, jedźcie, zobaczcie, pytajcie, wyciągajcie wnioski - REPTY - przereklamowane w 100% (chyba że ktoś boryka się z nieznaczną niepełnosprawnością, przy dużej niepełnosprawności - zdecydowanie NIE, nigdy bym tam mojego Jacka nie oddała)