Cześć.
Normalnie jakbym czytał o sobie , Łukasz reaguje tak jak ja --identycznie , ja na terapii zajęciowej przechodziłem ogromne męki , u psychologa tak samo .
Na terapię wogóle nie chciałem chodzić --dlaczego --bo czułem się jak ktoś niespełna rozumu i byłem od razu w drzwiach traktowany jak ktoś po prostu głupi, jak słyszałem że to na pewno za trudne dla mnie , a z tamtym to napewno sobie nie poradzę, a z czymś tam to nie dam rady ,normalnie horror, jak poprosiłem żeby przy tych zajęciach była moja żona to się nie zgodzili -- dlaczego , ano dlatego ,że mnie mogli wmówić wszystko i nie było się komu poskarżyć ,bo nie miałem świadków a ja byłem dla wszystkich nielogiczny , dopiero jak się zmieniła obsada zacząłem robić postępy i nagle wszystko było ok , i wszystko mi wychodziło , terapeuci i ich podejście są równie ważne jak determinacja pacjęta , bez jednego z tych składowych jest ciężko .Jak nawet jest pozytywne nastawienie pacjenta -- nieodpowiedzialne podejście terapeuty może wszystko zniweczyć , terapeucie trzeba zaufać , musi się stać przyjacielem --wtedy dopiero można robić szybkie postępy , ale terapeuta musi też wierzyć w pacjenta --jak rodzina.Ja tak miałem , na szczęście moja gehenna nie trwała długo i szybko odzyskiwałem władze w kończynach i władze w głowie -tzn. mózg dochodził do stanu z przed operacji , jednak nie tak szybko jak reszta ciała.
Mnie njalepiej się ćwiczyło jednak z żoną.
Trzymam za Was kciuki i wierze że łukasz da radę --jak narazie dochodzi do siebie w takim tempie jak ja --tak to obserwuje , ja za parę dni będe 9 miesięcy po operacji.
Trzymam kciuki i pozdrawiam ...Jacek.