Majko śpiochy to tak trochę jak noworodki, jak tylko coś się dzieje to następuje lawina. Są dni lepsze i są dni gorsze, tętno to wydaje mi się ok wzrasta po prostu w stosunku do bodźców zewnętrznych czyli
rehabilitacji, zmiany pozycji, dźwięków z otoczenia czy obecności rodziny. Mój teść reagował podobnie kiedy mnie słyszał i czół to wzrastało mu z 70 do 120 i pielęgniarki określały to jako normalne, tym bardziej jak są jakieś problemy z sercem, ciśnieniem lub inne choroby do tego. U mojego teścia jest cukrzyca nadciśnienie te 3 zawały czy jak to określili NZK, do tego miażdżyca w tym wieku to normalne. U nas też na teścia położyli krzyżyk. Zaczęło się od tego że 1,5 miesiąca wcześniej zmarła teściowa na raka, teścia bolało w klatce, nieraz mu duszno było ale do lekarza nie bo nie chce skończyć tak jak żona, psikał sobie to nitro pod język miał po żonie i pomagało, czasami brał jakieś tabletki na ciśnienie bo miał wysokie, po teściowej to aptekę leków miał w domu i tak się leczył sam. Kilka dni przed wylądowaniem teścia w szpitalu poprosiłam go o zajęcie się wnukami bo córka miała grypę a ja miałam pilny wyjazd z pracy i nie miał kto się dziećmi zająć. Wtedy teść na chwile stracił przytomność przewrócił się w kuchni i rozbił sobie głowę, syn pobiegł po sąsiadkę której syn jest ratownikiem medycznym obejrzał teścia zawiózł na pogotowie, ale on pozwolił tylko pozszywać sobie głowę i do domu, mimo tego że chcieli go zostawić ze względu na wysokie ciśnienie. Jedyne co mi się udało osiągnąć to żeby teść przeniósł się na kilka dni do mnie, pod pozorem że nie radzę sobie z opieka nad dziećmi bo są chore. Pod kontrolą teść brał leki i mierzył ciśnienie było ok. Wieczorem 20 lipca źle się poczuł, poprosiłam sąsiadki syna by go obejrzał bo teść się tylko na niego zgodził, miał prawie 280/160 ciśnienia, nierówne tętno, gorączkę, duszności i arytmię, jeszcze w domu Maciej go zaczął reanimować bo nagle stracił przytomność chyba po tej nitro, bo potem w pościeli znalazłam puste opakowanie. Karetka przyjechała w 15 min, Maciejowi udało się go odratować na tyle że był przytomny. Pojechał do szpitala, tam położyli go na zwykłej 6 osobowej sali bez monitora, tylko tlen i jakieś leki w kroplówce dawali, mówili że w ekg ma stary zawał a to nie było NZK tylko
omdlenie z nadciśnienia i i arytmi. Teść jak szalony walczył do domu, ale kiedy Maciej mu wszystko wytłumaczył to się uspokoił. Noc wg całego personelu aż jedna pielęgniarka na 34 pacjentów minęła ok. Rano mój teść wybrał się do łazienki myć no i tam powtórzył się epizod z domu, znalazła go sprzątaczka znowu go reanimowali, nikt mi tego oficjalnie nie powiedział ile czasu i ze w ogóle był reanimowany. Potrzymali go 3 godzinki pod monitorem i spowrotem na normalną salę tam gdzie leżał, tylko miał leżeć i nie chodzić. Znam tylko to co się działo z relacji pacjentów z sali ojca lekarze zaprzeczali, twierdząc ze to epizod duszności bo teść ma zapalenie obustronne płuc i do tego te wysokie ciśnienia, a leków nie chce brać. Dziwiło mnie że nie kładą go na sali z monitorami tym bardziej że Maciej go w domu reanimował i to nie była jakieś wymyślone bo to ratownik z 5 letnim stażem pracy w pogotowiu. Poszłam na skargę do ordynatora to wyrzucił mnie z gabinetu, z hasłem coś w stylu że chcę się pozbyć niedołężnego, niepotrzebnego starca - wtedy teść miał 65 lat i jeszcze pracował. Po całym starciu z ordynatorem poszłam na spacer, bo taka zdenerwowana nie mogłam wrócić do teścia, zrobiłam jeszcze jakieś zakupy i wróciłam do szpitala było coś po 15 tej bo dzwoniłam do domu a synek coś ulubionego w telewizji oglądał. Wchodzę do sali a teść leży w łóżku tyłem do wejścia, ja go wołam a on się nie odzywa, wiec go dotknęłam a on cały siny na twarzy aż granatowy bez tętna- tak mi się wydawało, narobiłam krzyku i zaczęłam go reanimować sama, zanim się zbiegli to trwało wieczność, ręce odmawiały mi ale działałam, przybiegli i go dalej ratowali, mi dali coś na uspokojenie ale nie wyszłam im z sali, patrzyłam na ręce bo bałam się że jak wyjdę to go zostawią. Byłam w takim szoku że załatwiłam tylko z sąsiadką by zajęła się dziećmi na noc, a ja postanowiłam zostać przy teściu. Groziłam im wszystkim prokuraturą, policja, sądem byle by go ratowali. Po tej całej akcji teścia w końcu przewieźli na sale z monitorem gdzie od początku powinien leżeć, zrobili echo serca gdzie wyszły 3 świeże zawały. Przyjechał Maciej on mną kierował ze teść powinien jechać do szpitala miejskiego na balonikowanie, coś mi się przypomina że mieli jakiś wykręt z brakiem transportu, ale Maciej załatwił karetkę i to bez płacenia bo mi mówili że tylko płatny transport maja. Zapakowaliśmy teścia tak jak był bez piżamy tylko pod koce i jazda do miejskiego, tam włożyli mu 5 sprężynek i powiedzieli że to był ostatni moment. Teść na ojomie dochodził do siebie 10 tygodni, potem 2 miesiące na neurologi. A miedzy czasie usuneli mu jeszcze na ojomie jak był
krwiaka mózgu 55 mm miał, to podobno skutek upadku w tamtym szpitalu. Potem miejski załatwił teściowi rehabilitacje w Bydgoszczy był tam 5 tygodni generalnie podobało mi się tam, dbali o tescia, a potem 5 tygodni w zolu co wspominam najgorzej. W końcu zabrałam go po 6 miesięcznej tułaczce do domu i tu walczyliśmy. Sprawę z tamtym szpitalem i ordynatora oddałam do prokuratury z zaniedbania w opiece do tego dołączyła się rodzina innej pacjentki z podobną historia tylko kobieta dużo młodsza 48lat przywieziona do szpitala jako podejrzenie zatrucia lekami nasennymi, przerobione na alkoholiczka gdzie 3 badania krwi pokazały zero, zero a okazało się że
wylew do pnia mózgu i została śpiochem. Na razie sprawa się toczy, były 2 rozprawy, całe szczęście że Maciej zrobił kilka zdjęć historii choroby teścia bo ta przedstawiona w sądzie ma trochę inne bieg... Najważniejsze jest dla mnie to że mój teść jest z nami i ok. W sądzie to wiem że przegram bo to taki kraj, mimo tego że tamta rodzina jest bardzo waleczna, a ja tylko dołączyłam się do tej sprawy. Pozdrawiam Maria