Dobry wieczór, od razu napiszę, że jestem nowa na forum, choruje od 16 lat i do napisania na czegokolwiek skłonił mnie zupełnie inny wątek i dzisiejsza wizyta, która wzbudziła moje wątpliwości. Ale do rzeczy.
W kartach chorobowych moja padaczka była określana jako: toniczno-kloniczna, lekooporna, o podłożu genetycznym, z napadami uogólnionymi i po ostatniej wizycie kolejny z kolei neurolog wrócił jednak do rozpoznania: padaczka toniczno-kloniczna.
Jak większość z was wie albo z doświadczenia swojego albo najbliższych to ataki z takim rodzaju padaczki dzielą się na dwa rodzaje : całkowite z całościową utratą świadomości, drgawkami, ślinotokiem i innymi mniej wizualnymi dodatkami i na drgawki nóg i rąk ale z pełną świadomością tego co się w okół dzieje.
Leczyłam się paletą leków:
Depakiną
Tegretolem /Trileptalem
Lamotrixem
Topamaxem
Vetirą
i teraz mam wprowadzany Convulex, więc jak widzicie mam doświadczenia z ogromną ilością substancji czynnych. I niestety na wszystkie z nich, pomijając Lamotriginy i miejmy nadzieję czystej postaci kwasu walproinowego z Convulex'e , jestem uczulona.
Niestety nie jestem tą szczęściarą, której udało się zrobić prawa jazdy, bo u mnie ataki (całkowite) nie dość, że występują regularnie co, kiedyś ok 3 m-cy, a teraz niestety coraz częściej, nawet do 2/3 pod rząd. Ale te akurat następujące po sobie ataki były spowodowane skutkami ubocznymi. Wracając do wątku prawa jazdy musiałabym mieć pewność i przynajmniej jakąś nikłą gwarancję, że nie zrobię nikomu jakiejkolwiek krzywdy, tym bardziej że nie tylko podczas ale i po samym ataku nie nadaje się już totalnie do niczego a mój mózg funkcjonuje na spowolnionych obrotach.
Muszę się odnieść do jednej z wypowiedzi Tomka:
" Kiedyś lekarz neurolog, wybitny specjalista powiedział mi że epilepsja jest uleczalna. Kazałem mu przejrzeć raporty WHO i zajrzeć do podręcznika medycyny, bo niestety choroba jaką jest epilepsja- jest póki co nie uleczalna. Wspomniany lekarz za oceanu gdy usłyszał o rzekomym całkowitym wyleczeniu padaczki, zaśmiał się i zakwestionował to jednym zdaniem: no tak wciąż Polska jest w tyle. Także nie tylko zwykli ludzie wykazują się brakiem wiedzy, ale nawet i lekarze."
Ja nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że ludzie nie mają wiedzy na ten temat. Ja ze swojego doświadczenia spotkałam ludzi, którzy byli otwarci na moją chorobę, nigdy mnie w żaden sposób nie oceniali przez pryzmat choroby i, chodzi o tych najbliższych, zawsze starali się walczyć i dokształcać razem ze mną . Przecież nie każdy musi mieć wykształcenie medyczne żeby od razu wszystko wiedzieć na temat padaczki. Największą ignorancją spotkałam się niestety ze strony lekarzy. Miałam okazję leczyć u specjalistów i wybitnych specjalistów, i gdyby nie najpierw walka w ramie w ramię z mamą, a potem sama to nie dość, że cały czas byłabym leczona lekami po których miałam i skutki uboczne, zero poprawy i regularne i ciągłe ataki to jeszcze wszyscy wokół wmawiali mi, że tak musi być i nie ma innych możliwości leczenia.
Chyba właśnie przez lekarzy najwięcej popsułam sobie zdrowia i nerwów. Uff... Musiałam to z siebie wyrzucić.
Widziałam, że podjęty jest tutaj wątek zachodnich lekarzy i podejścia. Niestety nie miałam okazji nawet spotkać się z lekarzami z zagranicy ale kibicuje wszystkim, którym się to udało, bo na pewno inne spojrzenie na chorobę jest pomocne w podjęciu leczenia. W końcu w leczeniu nie chodzi o to tylko by nie było ataków ale również i by dziecko/człowiek chory mógł normalnie funkcjonować na co dzień.