Witam wszystkich. 7 lat temu spotkało mnie prażenie nerwu twarzowego po stronie lewej, paraliż całkowity. Powieka się nie domykała, usta się nie poruszały, opadnięty kącik, brew nawet minimalnie nie drgała. Wtedy spędziłam 3 dni w szpitalu bez żadnych tabletek, niczego. Zbadali mnie jedynie na boleriozę - wynik negatywny. Lekarza kompletnie niezainteresowani. Po tygodniu czekania, bo "młody organizm (17 lat) szybko minie, nie będzie śladu po paru dniach" trafiłam na rehabilitacje. Masaże, naświetlanie, lasery, galwanizacja. Minęło poł roku, z twarzą żadnych zmian. Dostałam domięśniowo wit. B i sterydy. Niestety to już było za późno. Trafiłam do innego szpital, okazało się, że ponoć robią zabiegi do 6 tygodni od porażenie. Ja trafiłam po 6 miesiącach. Podjęłam zabiegi z akupunktury, Po roku twarz wróciła do normy, niestety nie w 100%. Gdy otwieram buzie zamyka mi się oko, a jak podnoszę brew unosi mi się kącik ust. Nauczyłam się z tym żyć. Niestety od tygodnia zaczęło się drugie porażenie, tym razem po prawej stronie. Tym razem wyglądowo nie widać nic, twarz trochę się rusza, ale dolna warga nawet nie drgnie. Od razu zaczęłam leczenie: sterydy, do mięśniowo kompleks wit. B, Nivalin,
rehabilitacja ( naświetlanie, elektrostymulacja na przemian z galwanizacją i masaże). W domu staram się ćwiczyć 3,4 razy dziennie. Na razie żadnych zmian nie widać. Ktoś zna na tą chorobę złoty środek?