Witam, mój mąż w lutym ubiegłego roku trafił do szpitala, po dwu tygodniowym bólu głowy. Zrobiono tomograf i stwierdzono guz 7cmx5cm, konieczna operacja, konsultacja u Profesora w stolicy, konieczna pilna operacja. Trafiliśmy do (podobno najlepszego szpitala neurologicznego) po tygodniu od rozpoznania. Operacja trwała 8 godzin, mąż nie mógł wybudzić się po operacji. Diagnoza po operacji :
glejak, przerzuty na drugą połowę, na pień mózgu, usunięto lewy płat skroniowy i lewy hipokamp - pozostało nam wspólne 3 miesiące , szok, rozpacz, ....Mąż zaczął reagować na pierwsze bodźce bólowe po 3 dniach po operacji. Stan bardzo ciężki, cały czas przebywał ma OIOM. Po 3 tygodniach wyniki badan histopatologicznych nie potwierdziły żadnych komórek nowotworowych, wielka niewiadoma, przeniesienie do kolejnego renomowanego szpitala, wstępna diagnoza wirus - zapalenie mózgu i rdzenia o nieznanej etiologii z podejrzeniem opryszczkowego zapalenia ( przed chorobą mąż przyjmował leki obniżające odporność, choruje dodatkowo na wrzodziejące zapalenie jelita grubego), kolejny szpital i leczeniu w kierunku wirusa acyklowirem, mąż z
niedowładem prawej strony, z bardzo ograniczonym kontaktem logicznym, omamy, zwidy, 2 miesiące w kolejnym szpitalu, cztero-kończynowo wiązany, w sumie 3 miesiące w szpitalu, wypisany, na noszach przywieziony do domu, niechodzący, wymagający opieki 24 h na dobę. Trafiliśmy na rehabilitację neurologiczną i... po czterech dniach zator tętnicy płucnej - jeździec, znowu kazano mi się z nim żegnać, nawet zasugerowano już śmierć mózgu, a tu znowu wielka wola życia u mojego męża wygrała, po dwóch tygodniach na OIO kardiologicznej wypisany do domu. Było bardzo ciężko, rehabilitacja, opieka, nauka podstawowych rzeczy, po kolejnych 3 miesiącach nowe zmiany wykryło badanie rezonansem magnetycznym. Powrót do szpitala zakaźnego, bardzo intensywna antybiotykoterapia, zmiany się cofnęły, po roku od operacji dostaliśmy dopiero 100 % diagnozę, oprócz wirusa opryszczki w guzie nie było nic. Przytrafił nam się jeden atak
padaczki, po którym nastąpiły problemy z chodzeniem ( do którego doszliśmy dzięki rehabilitacji) , które trwają do dzisiaj( nie może ruszyć z miejsca, drobi kroczki, często w efekcie traci równowagę i upada) i dolegliwy ból prawej nogi. Jest dużo lepiej w porównaniu do tego co było po operacji. Ale to zupełnie inny człowiek, trochę jak małe dziecko, hipochondryk, trzeba Go do wszystkiego prawie na siłę zmuszać, motywować sam od siebie nie bardzo chce, w czasie choroby przytył około 20 kg co dodatkowo utrudnia powrót do pełni sil. Mam nadzieję, że będzie lepiej, chodź wiem że tak jak było przed chorobą już nie będzie
, Pozdrawiam WSZYSTKICH, którzy opiekują się osobami po tej ciężkiej chorobie, życzę cierpliwości i wytwałości, a chorym życzę powrotu do pełni sił.