Gość 2015-05-09 04:48:45
19maja 2014 roku moja kochana mama dostała napadu padaczkowego na ulicy. Dwie godziny później sor tj i wyszło guz w lewym płacie czołowym. 25 maja operacja. Udana. Mama zamieszkała ze mną i moją rodziną. 6 tygodni później radioterapia z Temodalem. Znów zaczęła mieć problemy z pamięciom i była strasznie rozdrazniona. W domu koszmar. Krzyczała,wyzywała. Po nocach chodziła po klatce schodowej, odkręcała wodę, gaz. Dzieci sterroryzowane strasznie. Biła mnie .We wrześniu kontrolne badania nie wykazały wznowy. Tylko duże pola degradacji mózgu. Kolejne chemie cofnięte z powodu złych wyników. Skierowanie do hospicjum. Na początku nie było o tym mowy ale pękłam jak zdałam sobie sprawę że mama jest zagrożeniem dla siebie i najbliższych. Jest tam dalej czasem mnie poznaje. Rodzina mamy i znajomi wykleła mnie .,,Ja jedyna córka oddałam ją".Nikt ani razu nie spytał się czy mi pomóc. Tylko oceniać każdy potrafi. Serce boli ale co miałam zrobić. Dalej trwamy. Staram się poświęcić jej jak najwięcej czasu i być z nią. Ludzie muszą sobie zadać s***8/prawę że hospicjum to nie umieralnia tylko godne życie na końcu.
rozpoczelismy terapie gersona jestesy juz na niej 10 tygodni maz ma lepsze wyniki krwi w tym momencie niz ja( zdrowa osoba)