Witam Wszystkich

Moja córka miała pierwszy atak cztery lata temu, została zabrana do szpitala, bo stało się to w miejscu publicznym. Po serii badań wykluczono padaczkę. Przepadali ją również pod kątem kariologicznym. Znaleźli małą wadę serca z którą można żyć nawet o tym nie wiedząc. Podciągnęli więc wszystko po problemy kardiologiczne. Następny atak był za dwa lata i znowu nic. Następny już za rok po którym nastąpiła seria ośmiu ataków. Była jeszcze kilka razy w szpitalu - tym razem w Danii gdzie ją badali bardziej szczegółowo niż w Polsce i znowu nic nie wykryli. Wypuścili ją do domu bez leków. Dopiero kolejne badanie już w Polsce EEG po deprywacji snu dało wynik pozytywny. W tej chwili dopiero zaczyna leczenie i znowu wczoraj miała atak. Ten jak większość był w łazience podczas mycia. Nie wiem na ile się poobijała, ale na pewno bardzo, bo urwała dwie wylewki w umywalce i nad wanną. Tak, to jest traumatyczne i przerażające. Najgorsze, że przez cztery lata nikt nie potrafił postawić odpowiedniej diagnozy choć byłyśmy u wielu lekarzy neurologów i wielu ją badało po czym wysyłało bez leków do domu. Dwa najważniejsze błędy jakie były popełnione w jej przypadku:
1. Należało po pierwszym ataku od razu szukać neurologa specjalizującego się w padaczkach.
2. Należało również wtedy zrobić badanie EEG po nieprzespanej nocy.
Dużo postów jeszcze muszę przeczytać, żeby zdobyć te wiedzę jaką Wy macie. Żadna wiedza jednak nie pomoże mi się przestać martwić, bo przecież wszędzie tyle niebezpiecznych przedmiotów a zamknąć jej pod kloszem nie mogę. To mnie przeraża najbardziej. Ma 22 lata.
Smutna mama
