Zawsze powtarzam, że choroba i śmierć przychodzi zawsze nie w porę, za szybko i dodaję, że mój dziadek zmarł w wieku 108 lat (tak 108) a moja mama bardzo płakała, że jeszcze mógł pożyć trochę. Jak leżę w szpitalu to prawie każdy mnie ignoruje łącznie z pielęgniarkami, że po co ja leżę, a ja dodaję, że zafundowałam sobie bezpłatne wczasy i dodaję, że jak będą wybierać MISS, która ma najwięcej chorób to ja zdobędę I MIEJSCE. Mija kilka dni i prawie wszyscy mi współczują, że mam tyle chorób i nieźle wyglądam i tu jest "zagwózdka".
Ja z orzeczeniem o niepełnosprawności nie miałam żadnego problemu. Dostałam na stałe stopień znaczny. Jestem po siedmiu zabiegach ginekologicznych i dziewięciu neurolizach oraz reszcie, o której pisałam i dostałam na pierwszej komisji. Jest mi lżej pracować, bo godzinę krócej a i 10 dni dodatkowego urlopu to jest też coś.
U mnie nie dosyć, że kręgosłup, to jeszcze wypadek, a teraz muszę mieć usuniętą nerkę. Czekam na konsultację pulmonologów- radiologów, bo może i operacja płuca się szykuje.Jestem w tej chwili na urlopie i zamiast wracać do pracy to ja wyląduję w szpitalu. Oj, chyba moja dyrekcja nie będzie zadowolona.
Pozdrowienia dla Wszystkich i tych cierpiących i mniej cierpiących.
Wanda