Witajcie,
Piszę do Was w nadzieji, że ktoś potwierdzi, badź zaprzeczy moim przypuszczeniom, bo przyznam się szczerze, że dalej nie da się funkcjonować w taki sposób, jaki mnie spotkał.
Zacznę od początku. W 1997 roku mając 17 lat spadłem z roweru i stłukłem sobie ramię. Bolało mnie w tedy bardzo mocno i przez dwa tygodnie nie byłem w stanie podnieść tej ręki wyżej niż na wysokość szczęki. Miałem ją unieruchomioną na temblaku i wszystko się wycofało w zasadzie bez żadnych symptomów po okresie około czterech tygodni. Nie byłem wtedy u lekarza, nie wykonwyano mi żadnych zdjęć RTG.. Jedynym echem tejże historii było lekkie strzelanie tego barku w sytuacji ruchów nad głową. Minęły lata, a ja w zasadzie zapomniałem o tym urazie. Na przełomie roku 2011/2012 miałem bardzo stresującą sytuację, nie chcę o niej pisać, ale powiem, że skończyło się to stanem nerwicy wegetatywnej, który objawiał się ciągłym napięciem mięśni i rozpaczą trwającą półtora roku prawie non stop. W zasadzie azylem dla mnie było wtedy łóżko, gdzie przebywałem non stop z przerwą na pracę po 12-14 godzin na dobę (bywało czasem więcej). Brałem też środki nasenne, by przespać ten horror i czasem budziłem się z tzw. „obcą ręką” od pozycji, w której spałem. W przeszłości miałem też coś, co moja babcia nazywała zawianiem szyji. Taki stan, w którym człowiek budzi się z przykurczem na jedną stonę i nie może ruszyć głową, bo boli tak tępo i drętwo. Kiedyś jeszcze będąc w 6 klasie podstawówki przy przewrocie w tył wymuszonym przez nauczyciela coś „strzeliło” mi w odcinku między łopatkami i dwa dni mnie bolało. Zdażyło się parę razy od kąd miałem piętnaście lat. Nerwica trochę odpuściła, więc zebrałem się w sobie i zacząłem „ogarniac się”. I znowu klops. W marcu podzwigałem siobie na dużą odległość główkę od starej maszyny ( waga 11,5 kg – odległość około 1,5 km) potem pracowałem fizycznie wiele godzin w tzw. przeproście z rękoma wysoko uniesionymi nad głową (szpachlowanie sufitu) i głową odchylona do tyłu. Przybierałem też, w trkacie tej pracy wiele bardzo niewygodnych pozycji. Zapamiętałem chwilę, w której w pozycji leżącej (przestrzeń w której pracowałem była bardzo niewygodna) z rękoma wzdłuż tułowia i głową lekko podciagniętą starałem sie odpiłowac brzeszczotem fragment ebonitowej rurki. Pracowałem już na granicy zmęczenia i bólu, gdy piłowałem ostatkiem sił poczułem coś w rodzaju porażenia prądem, ktróre poszło mi od łokcia przez tylną cześć ramienia do łopatki. Nawet z początku miałem wrażenie, że przeciałem kabel, ale tak nie było. Pobolało mnie chwilę a potem przeszło (było to 5 marca tego roku). Siódmego marca czułem cos w rodzaju ukłuć w mięśniu klatki piersiowej na wysokości sutka i symetrczynie na tej samej wysokości w łopatce, jakby na brzegu tych dwóch wielkich mięśni. Zacząłem sobie to „wymacywać” i uciskać, co stopniowo pogarszało sytuację. Pracowałem wtedy wiele godzin przy komputerze przepisując stosy dokumnetów i z godziny na godzinę było gorzej. 17 marca w nocy złapał mnie taki tępy „drętwy ból” taki jak w sytuacji kiedy niesie się ciężką walizkę, tylko dużo mocniejszy w mięśniu ramienia z tyłu z łopatki aż do łokcia. Bolało staszliwie, w zasadzie rwało w każdej pozycji – taki rwący, tępy piekący ból. Poszedłem rano na pogotowie. Lekarz mnie obejrzał i powiedział, że prawdopodobnie nadciągnałem. Nic mi nie spuchło nie było czerwone tylko bolało. Potrzech dniach mi praktycznie przeszło, więc wziąlem się do roboty przy komputerze i znów zaczęło nachodzić, Poczatkowo prawie nie wyczuwalnie, potem mrowienie na środku łopatki i promieniowanie bólu do ręki i łokcia. Zaczął mi przeszkadzać podłokietnik w fotelu, więc do zdemontowałem. Uspokoiło sie na trochę. Te złe doświadczenia spowodowały, że nie mogłem spać w nocy i czułem się wymęczony więc zarzyłem 30 kwietnia środek nasenny i rano 1 maja obudziłem się z bólem szyji promieniującym do ramienia i łopatki, nieprzyjemnym rwącym, piekącym – tak jakbym w trakcie snu przybrał niewygodna pozycję . Tak męczyłem się do 8 maja, gdzie lekarz po obejrzeniu mnie (ortopeda) powiedział, że wygląda mu to na rwę barkowo-ramienną . Zalecił ćwiczenia i zlecił RTG kręgosłupa szyjnego. Stosowałem się do zaleceń i przeszło mi około 11 maja. Po mału wracałem do siebie. 1 czerwca poszedłem po zakupy a nie jestem zmotoryzowany i przyniosłem jedną niezbyt ciężką siatkę w ręku (na zmianę niosłem raz w prawej raz w lewej) do domu i znów to samo. Na RTG nie widać żadych zmian w kręgosłupie, jednak, kiedy poszedłem z prześwietleniem do lekarza pokazałem mu na łopatce jeden mięsień, który jest u mnie od marca nieco sztywny i jakby lekko nabrzmiały. Wczoraj siedziałem przy biurku, gdzie są podłokietniki, przez co bark jest lekko uniesiony i znów się zaczęło. Biorę od 4 dni zapisany przez lekarza Majamil w dawce 50 mg na dobę rano i Mydocalm. Zauwazyłem też, że dolegliwości bólowe pojawiają się zwykle kilkanaście godzin po wysiłku jak i po uciśnięciu poaru punktów na łopatce błądź w okolicy głowy ramienia, lub kiedy się pogoda bardzo zmienia.
Teraz lista pytań, czy to normalne w leczeniu takich rzeczy, że ból pojawia się na zmianę pogody – mogę robić za barometr.
Czy taki stan rzeczy może się utrzymywać prze prawie trzy miesiące, z takimi przerwami 20 dni.
Czy faktycznie indukują go niektóre ruchy ręką, jej pozycja, czy to moje urojenia.
Co mogę zrobić by sobie pomóc, by nie zaszkodzić
Czy spanie przez całe życie na tym właśnie boku z ręką pod poduszką mogą mieć wpływ
na to, że to swiństwo się odnawia.
Błagam o pomoc. Dodam, że teraz odkładam na
rezonans magnetyczny, bo jestem osobą o dosyć ograniczonym budżecie a ostatnie absencje w pracy mocno uszczupliły mój budżet.
Kończąc dodam, że prócz alergii nie cierpię na żadna chorobę (prócz nerwicy) Od 4 lat nie miałem nawet kataru. Mam wyleczone wszystkie zęby. Te „ataki” są coraz słabsze i krótsze.
Jeśli początkowy ból miał nasilenie 10 to teraz ten obecny klasyfikuje na 6 w porywach. Przemija po odpoczynku. Za każdym razem mogę swobotnie tą ręką obracać (szyją już nie tak bardzo) choć nasila to za dosłownie 10 minut cały ból w kończynie.