Witam serdecznie.
Mój ośmioletni synek we wrześniu 2009 roku nagle zapadł w śpiączkę. Znalazłam go o 9 rano całego w wymiocinach, oczy były mętne, zęby mocno zaciśnięte, usta , paznokcie sine, nie reagował na nic. Wezwałam pogotowie i do czasu jego przyjazdu go reanimowałam. Czułam jak siwieję, błagałam go, aby mnie nie zostawiał. Pogotowie przyjechało podobno szybko, ale dla mnie to byla wieczność. Na intensywną terapię przywieziono go w stanie głębokiej śpiączki. Diagnoza brzmiała-wirusowe zapalenie mózgu oraz zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Oddychała za niego maszyna i tak przez prawie dwa tygodnie. Lekarze leczyli go trochę na wyczucie. Był pierwszym dzieckiem w moim mieście w tak ciężkim stanie, chorym na to paskudztwo. Gdy otworzył oczy, miałam wielkie nadzieje, że wszystko już będzie dobrze, ale kontakt z nim byl tylko kilkusekundowy. Potem oddalał się do swojego świata. Miała paraliż lewej strony, nie poznawal mnie, nie pamiętał, co to np. marchewka. Kiedy spał ja płakałam. Nie potrafił chodzić, nie jadł samodzielnie itp. itd. Tak było- przez 10 tygodni. Teraz wszystko wraca do normy. Rehabilitacja, ćwiczenie pamięci.... będzie dobrze, musi być. Pozdrawiam.