Kochani chcę Wam wkleić fragment maila mojej koleżanki-lekarki. Bardzo mnie on podniósł na duchu
"...Pamiętam takiego pacjenta z oddziału sprzed lat, który miał zatrzymanie krążenia i po reanimacji był w podobnym stanie jak Twój mąż. Ten pacjent był
przed tym incydentem księgowym. Po NZK - bez kontaktu, sprawny ruchowo,
ale głowa - beznadzieja... Nauka słów, nazw przedmiotów, codziennych czynności - jak dziecko... Ten facet miał też przy sobie kochającą
osobę, która o niego walczyła. Po kilkunastu miesiącach rehabilitacji wrócił do pracy w swoim zawodzie!!! Piszę Ci to żebyś wiedziała, że tak się zdarza, żebyś się nie zniechęcała i mam nadzieję, że tak samo będzie z Twoim mężem....(...)
My tak naprawdę widzimy pacjenta przez kilka czy kilkanaście dni w szpitalu, potem od czasu do czasu w poradni czy na wizycie domowej, ale tak naprawdę nie wiemy jaką walkę muszą stoczyć bliskie osoby o
takiego pacjenta i ile siły, woli walki i przede wszystkim woli życia ma sam pacjent...
I myślę, że w tych sytuacjach służba zdrowia jest niestety bezduszna. Może często dlatego, że z powodów medycznych nie powinno sie nic
zmienić. A zmienia się, bo ktoś wierzy, że może być inaczej, że może być lepiej. Bo jest nadzieja..."
Kochani u mojego męża ostatnio duża poprawa - zrobił samodzielnie obiad, kolację, odebrał list z poczty, zakupy z kartki, zaczął jeździć "samodzielnie" (ktoś bliski jest w poblizu) na rehabilitację autobusem miejskim, zaczęła sie poprawiać pamięć. Nie zawsze wszystko się udaje, ale idzie do przodu. Zaczelismy tez jeździć na zabiegi akupunktury i nie ukrywam, że wiążę z tym dużą nadzieję.
A rokowania były takie, że będzie dobrze jak będzie w stanie zosta na chwile sam w domu (tak w ocenie 3 letniej) a jeszcze nie minął rok.
Pozdrawiam wszystkich Anna (dużo tu kobiet o imieniu Anna )