W listopadzie minie rok od kiedy mój 20-letni brat cioteczny zapadł w śpiączkę. Po dwumiesięcznym pobycie na ojomie, jako nie rokujący na przyszłość, wg pani ordynator ojomu, został przerzucony, z automatu, na ZOL. Na szczęście, głównie dzięki uporowi rodziny, Macieja udało się wybudzić.
W styczniu mamy zaklepany termin na przewiezienie go na rehabilitacje do Bydgoszczy. W chwili obecnej Maciek jest całkowicie leżący, nie mówi, ale komunikuje sie jak umie i może, głównie pomrukami, uśmiechem. Niestety nie ma możliwości aby zabrać go do domu (Jego rodzice nie żyją, jest pełną sierota. Jest rodzeństwo, niestety z racji sytuacji życiowej, na pewno nie są w stanie dobrze nim się zaopiekować)
A w ZOLu, jak pewnie w większości tego typu placówek, bywa różnie, personel czasami daje w kość. Codziennie ktoś z rodziny jedzie opiekować się Maciejem. Rehabilitowany jest codziennie przez około godzinę, przez naprawdę wspaniałego rehabilitanta. Nistety w tej placówce, mimo istniejacego oddziału rehabilitacyjnego nie ma możliwości innej rehabilitacji osoby leżącej poza cwiczeniami w łóżku. Poza tym pani ordynator Zolu juz od kilku miesięcy co chwila próbuje Macieja wyrzucić z placówki, bo podobno moga tam przetrzymywać chorych tylko przez pół roku. Po licznych prośbach zgodziła się go przetrzymać do czasu wyjazdu na rehabilitację do Bydgoszczy. Obecnie poszukujemy ośrodka z dobra rehabilitacją, najlepiej w Lubuskiem, w którym moglibyśmy umieścić Macieja po powrocie z Bydgoszczy. Może ktoś z was mógłby nam cos podpowiedzieć?
Pozdrawiam
Ania