Devonka, ciezko jest cos napisac na temat zapasci, bo nie wiadomo co naprawde sie stalo, jesli nastapilo niedotlenienie to pewnie byla akcja zatrzymania serca, wszystko zalezy jak duze bylo niedotlenienie, kazdy organizm inaczej reaguje. Byly tu osoby na forum, ktorxch spioszki mialy "zaledwie" kilka minut niedotlenienia i nie przezyly, ale sa i tacy ktorzy zyja i robia postepy po 30 czy 40 minutach niedotlenienia... Kilka pierwszysh dni trzeba przeczekac, organizm musi sie ustabilizowac, obserwuj i napisz za kilka dni, na pewno kilka osob sie odezwie. Jesli przeczytalas forum to i tak masz juz duzo informacji. Niestety nie umiem Ci wiecej pomoc.
Ilona, mysle ze powinniscie sprobowac w wojskowym, ale obawiam sie ze na NFZ to chyba nie ma szans. Ale cudow tam tez nie zdzialaja, opieka bardzo dobra, wysoki standart, niezaleznie czy na miejsce komercyjne czy nie, przynajmiej takie byly moje obserwacje. Jednak na poczatku przyjmuja na kilka tygodni tylko na obserwacje (jesli chodzi o spioszki) i tam naprawde wtedy duzo sie nie dzieje. Ale kazdy przypadek jest inny moj tata byl w stanie agonalnym kiedy go przewielismy do Bydgodzczy, nie wykazywal zadnych ale to zadych rekacji, po dwoch czy trzech tygodniach w Bydgoszczy zaczal przechodzic powoli w stan spiaczki czuwajacej i wtedy zaczela sie
rehabilitacja i terapie. My bylismy z nim od rana do wieczora. Byli pacjenti przyjeci na obserwacje i po kilku tygodniach ich zabierano, nie rokowali... Nie wiem czy naprawade moj tata zaczal wtedy rokowac czy po prostu nasza stala obecnosc tam spowodowala ze zaczelo cos sie dziac (ze strony szpiatala) Zalezy od stanu pacjenta i od wieku. ale chyba tez od determinacji rodziny. Dostac sie tam jednak bardzo bardzo trudno, maja zaledwie kilka miejsc, i niestety cale mnostwo waznych osob, ktore trzeba przyjac.... to taka dygresja...
Dlugo sie nieodzywalam i nie czytam juz tego forum tak czesto jak wzesniej, ale jestem w miare na bierzaca. Trzymam kciuki za Wasze Spioszki, i ciekawa jestem co sie dzieje u niektorych, ktorzy niestety juz sie nie odzywaja... Asia od Karola co u Was, Jsutyna i Kasia jak mama, dawmo nie pisalyscie... Fajnie ze MaRYCHAJ Aniania sie odezwaly...
MOj tata sie znowu ustabilizowal i doszedl do siebie, po wielkim kryzyse w styczniu, kiedy o malo go nie stracilismy. Ja dawno nie bylam w domu, ale wiesci ostatnio docieraja do mnie pozytywne, nie ma zadnych zmian ale tata doszedl do siebie i znow sie usmiecha i jezdzi na wozku. Tak bardzo za nim tesknie. Ja tez doszlam do siebie po problemach zdrowotnych, skonczylam rehabilitacje. (jeszcze bardziej doceniam, jak wazna jest rehabilitacja dla chorego)
U nas to juz ponad 17 miesiecy. Zycie toczy sie dalej, chociaz nic nie bedzie juz nigdy takie jak bylo, choroba taty spowodowala duze zmiany w naszym zyciu, nie tylko zwiazane z opieka i bolem. Czy z czasem mniej boli? Chyba nie, ale nie czeka sie juz na wybudzenie, na Cud tak jak na poczatku, tylko zyje sie z dnia na dzien, raz tracac raz na nowo odzyskujac nadzieje. Samo to ze ta bliska osoba ciagle JEST, jest przeciez juz cudem. Ja znowu pozwolilam sie zwciezyc nadziei, na odleglosc latwiej wierzyc, bo nie widac bolu ani taty ani mamy, kora ciagle przy Nim jest.
Wybaczcie, wiem ze macie wlasne przezycia, po prostu poczulam potrzebe, zeby napisac.
pozdrawiam
Megi od taty Motyla