Witam . Pisze do wszystkich osób , które boją się tej dziwacznej choroby. Ja choruje na "wersje" genetyczną , tak samo jak moja mama i mój brat. U każdego z nas mimo bardzo bliskiego pokrewieństwa przebiega ona inaczej , ale ma jeden wspólny mianownik , objawy nasilają się pod wpływem jakiś większych nie związanych z tą chorobą zmian w stanie zdrowia, oczywiście wydrążone stopy , podkurczone palce wszyscy to mamy , ale.... Moja mama ma 52 lata i większe problemy zaczęły się dopiero ok 2 lat temu po wypadku samochodowym , zawsze była słabsza ale nigdy nie miała jakiś poważniejszych problemów(ciąże i porody też przebiegały bez problemowo) i nie została zdiagnozowana, nie przechodziła nawet żadnej rehabilitacji , nigdy nie była też osobą aktywną fizycznie , a mimo to przez ok 50 lat objawy nie były dla niej szczególnie uciążliwe,dopiero po wypadku choroba pokazała "rogi" i zaczęły się postępujące problemy zwłaszcza z chodzeniem , na szczęście rehabilitacja przynosi poprawę.Mojemu bratu który ma 30 lat
polineuropatia być może paradoksalnie uratowała życie , w wieku 13 lat z dnia na dzień przestał chodzić , okazało się ,że ma raka jelita grubego, dodatkowo w szpitalu został "obdarowany" WZW typu B , reakcją na chemie którą został leczony był postęp polineuropatii , aż do
zaniku mięśni oddechowych (był już pod respiratorem). Teraz optymistycznie , mimo że był to początek lat 90 i czas "dzikiego wschodu " w Polsce wyszedł z tego, czyli się da nawet jak "lekarze" postawią na Tobie "krzyżyk", a sytuacja wydaje się beznadziejna. Przełomem okazało się spotkanie z nie żyjącym już profe***m Czaplickim i rozpoczęcie leczenia wyciągiem z grasicy . Nie wiem czy konkretnie to pomogło , ale w tym czasie brat już nie dostawał żadnych leków oprócz przeciwbólowych, ja porostu opisuje historie nie wydając żadnych osądów na temat skuteczności tego konkretnego sposobu leczenia. Stan jego zdrowia zaczął się poprawiać, gdy tylko stało się to możliwe od razu rozpoczął rehabilitacje , po ok 4 latach od apogeum choroby zaczął samodzielnie chodzić ,na początku o kulach gdyż w wyniku zaniku mięśni zdeformowały mu się stopy, dopiero po operacji ortopedycznej mógł chodzić bez żadnej pomocy. Dzisiaj trochę przez swoje lenistwo i zaniedbania , a trochę przez zrozumiałą awersje do całej służby zdrowia ma lekko odmienny sposób chodzenia , ale nie jest to typowy "bociani chód " tylko bardziej powstały w wyniku zmian kostnych chód polegający na większym balansowaniu tułowiem połączony z pozostałymi opadającymi stopami. Co do samego leczenia, nie mam pojęcia jak konkretnie nazywał się ten lek pamiętam ze dostawał 3 rodzaje ale nic więcej , spróbuje się dowiedzieć ale nic nie obiecuje. Pamiętam jeszcze że leczenie odbywało się pod "patronatem" fundacji "REVITA" w Sosnowcu , ale czy ona dalej istnieje i czy zajmuje się dalej tą tematyką nie wiem w końcu minęło już ponad 10 lat. Dodam jeszcze , że brat nie miał również nawrotu choroby nowotworowej i dzisiaj prowadzi normalne życie . Co do mnie to bez jakiś większych problemów , przynajmniej jak dla mnie nic nie do "przeskoczenia"

nigdy przez 23 lata życia się nie rehabilitowałem, ani nie leczyłem farmakologicznie, pomimo świadomości choroby, nie potrzebowałem tego (przynajmniej tak mi się wydawało). Przypuszczam że tak by zostało gdyby nie połączenie dwóch chorób , czyli poli + 150 kg wagi , coraz częściej pojawiały się dni w których chodzenie sprawiało mi ból (do tego że mnie męczy byłem przyzwyczajony). Niestety , kilogramów pozbyłem się w sposób godny nagrody Darwina , 70 kg w ok4 miesiące , organizm zwariował , a objawy poli zaczęły dawać lekko w kość stawanie na palcach w połączeniu z wykrzywianiem się stopy do środka, "uginające"się nagle nogi , ale najgorsze dla mnie było zdecydowane osłabienie rąk w połączeniu z przykurczem palców dłoni. Lekarzy niestety się boje , zresztą nie powiedzą mi już nic czego bym nie wiedział dla tego unikam , nie mam specjalnej diety , jedyne co to w tej chwili umiarkowany wysiłek fizyczny np. pływanie ,szybszy spacer , już bez forsowania, no i jest lepiej chodzi mi się w miarę normalnie, na ogół już nic nie boli czasami czuje się tylko słabszy , no i palce u dłoni , ale z tym się też uporam

. Pisze to wszystko z kilku powodów . Pisano już to na tym forum wiele razy , ale uważam że jest to warte powtórzenia, przebieg choroby zależy od konkretnego człowieka i jego organizmu. Z tą chorobą można , a przynajmniej trzeba się starać żyć normalnie . Kiedy sytuacja wydaje się beznadziejna i tak można sobie z nią dać rady , wiele zależy od nas(wiem brzmi banalnie , ale taka jest prawda) . Nawet jak sobie przez swoją głupotę zaszkodziliśmy zawsze możemy sobie pomóc odrobiną wysiłku , nigdy nie można się poddawać , bo wtedy jest kicha . Pozdrawiam wszystkich i życzę dużo sił
