Reklama:

Opieka nad osobą po udarze mózgu (227)

Forum: Udary i tętniaki

gość
01-09-2011, 19:02:36

gosia1954 2011-08-31 22:49:19 witam! i co? nie ma chętnych do podzielenia się swoimi doświadczeniami w opiece nad chorym po udarze mózgu? Niech ktoś sie odezwie bo ja już jestem na granicy wytrzymałości nerwowej.Bo czym innym jest paraliż fizyczny a czym innym gdy uszkodzony jest mózg/najprawdopodobniej trwale/. Z ułomnością fizyczną można sobie poradzic ale z głową to już bardzo ciężko, a jeszcze gorzej mają osoby ,które opiekują się takim chorym.Ja ze swojej strony już zrobiłam wszystko co w ludzkiej mocy i teraz została tylko bezustanna rehabilitacja/aby nie przepadło to co już wypracowane/ i czekać.Ale to nie takie proste widząc innych ,ktorzy nie robili nic w kierunku wyzdrowienia a wyszli z choroby z niewielkimi skazami a w moim przypadku tyle starań ,ciężkiej pracy mężą itd. i minimalne postepy.Czekam niecierpliwie na wszystkie głosy w tej sprawie.Dziękuję gościowi ,który pozytywnie ocenił moje poprzednie wypowiedz.



Witam cie Gosiu

Pisze słonko do ciebie poniewaz potrzebujesz wsparcia jestem tu po to aby wesprzec cie chociaz by duchowo,odpowiem na kazde twoje pytanie,Moja droga moj maz mial wypadek 16 lipca 2010 r,wylew podwardowkowy ,konsekwencjami byl obrzek co za tym stoi prawa polkula mozgu nie funkcjonuje wogole 10 % tylko,afazja,niedowład połowiczy lewej strony ciała.Mam 31 lat dwoje dzieci i powiem ci ze takze miałam momety załamania,poniewaz u nas w kraju jakim jest Polska ludzie po takich urazach spisani sa na straty,nikt nie pomaga lub wogole sie nie interesuje wiem to z autopsji.Nie mozesz sie poddawac moja droga ja walcze z choroba meza od roku i z biurokracja panujaca u nas w kraju ale czasem juz trace sily i mozliwosci takze mi sie koncza,lecz nie poddam sie tak łatwo nigdy w zyciu.Wiem opieka nad tak chorym człowiekiem jest cieżka oj bardzo ciezka ale jak ja to mowie rutyna moze głupio to zabrzmiało ale tak jest.Moim mezem zajmuja sie trzy osoby ja,tesciowa oraz 82 letnia babcia ktora mimo swojego wieku jest pochłonieta praca przy Michale zawsze moge na nia liczyc przy przekrecaniu na bok,czy sadzaniu a robie juz to sama w sumie podłapałam i jakos daje rade.Nie mozesz sie poddac ja wiem ze łatwo mi mowic ale nie rób tego.To nie jest tak że mozg jest nieodwracalnie uszkodzony,to tylko medyczne zagadnienie bo tak naprawde nikt a nikt nie wie jak skonstruowany do konca jest ten organ.Potrafi sie sam regenerowac wiadomo to trwa ale niekiedy funkcje przejmowane sa przez inna strone mozgu.Na jakim etapie jest osoba która sie opiekujesz napisz mi cos wiecej poradze znaczy sie pomoge w miare wiadomosci jakie mam a jest ich troche( moja tesciowa sie smieje ze powinnam fakultet z neurologi zrobic poniewaz znam mozg ale nie do konca) .Stymulacja i jescze raz stymulacja oprocz rehabilitacji probowalas do szpitala Jurasza sie dostac,nie wiem co mam ci doradzic powniewaz nie bardzo wiem co cie trapi i jaki stan jest osobki chorej tak wiec napisz mi cos wiecej pomoge jak moge :)

Pozdrawiam cieplutko

Karola
Forumowiczka
01-09-2011, 20:13:53

serdeczne dzięki za odpowiedz i wsparcie,to jest bardzo dużo /wie to osoba ,która tego doświadczyła/ juz udzielam wyjasnien: mój syn też twierdzi ,że niedługo będę leczyć ludzi i że juz w internecie jest napisane/ha,ha,ha/ ,że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych jak to mówią drzwiami wypchną to oknem wejdę .I te rady powyżej /psychologiczne/ to ja znam doskonale i potrafie to innym potrzebującym tłumaczyć ale sobie to ciężko, a czasami dopada /syn mówi: doła załapałaś/ takie zniechęcenie,że mówić się nie chce.Zdaję sobie sprawę,że na walkę z tą chorobą trzeba bardzo dużo czasu bo mózg potrafi się zregenerować nawet do 7 lat i w sumie to daję radę sama syn mnie tylko wspiera codziennymi rozmowami /mieszka w Holandii/ i zdaje sobie sprawę,że może przyjśc moment,że on będzie musiał zadecydować czy wrócić/liczy się z tym/ czy szukać innego rozwiązania.A teraz na temat męża: fizycznie to nie jest najgorzej/leżał trzy miesiące jak roślina/ więc teraz nie jest żle, najważniejsza jest toaleta i z tym sobie radzi /po mieszkaniu się porusza bo trudno to nazwać chodzeniem ja mówię,że on" tupta" do samochodu wsiądzi z moją pomocą i jeżdzimy codziennie na rehabilitację ,która trwa 3,4 godz więc dla niego jest to ciężka praca.Je sam lewą ręką tylko to co mu podam, nie mówi ,nie potrafi pokazać co chce ,nie wszystko rozumie,więc rozmowa jest na zasadzie zgadywanian np. boli - no, nie boli-no.Czasami przez godzinę powtarzam po kolei dni tygodnia a on tylko pokazuje na palcach i macha ręką,i ta zgadywanka trwa aż nie zgadnę bo nie odpuści nie da się zagadać co 10 minut wraca do tego i tak w koło czasami trwa to 2 dni aż zgadnę.Ale ja wiem ,że to wszystko musi iść od mózgu ,przekonałam się gdy "wychodził" z pampersów i nie dał się przekonać aż pewnego razu sam pojechał /jeżdził już na wózku/ do pielęgniarki pokazał,że chce tam /toaleta/i od tego czasu jest spokój.Jest bardzo dokładny wręcz obsesyjnie ,kapcie muszą stać na baczność z 1 cm odstępem /był dokładny ale nie aż tak/,parkować muszę co do centymetra ,także czasami poprostu nerwy mi puszczają,staram się być cierpliwa /znajomi się śmieją,że stałam się aniołem/ i nie denerwuję się np. plamą czy czasem przeznaczonym dla niego,wiem,że on musi przemyśleć każdą czynność nawet włożenie ręki do rękawa.Ale najbardziej to mnie dręczy,że czasami mam wrażenie,że on mnie nienawidzi,wszystko co powiem lub zrobię to jest żle a ja nie czuję się winna i wiem,że zrobiłam i nadal robię co w ludzkiej mocy.Ale jego reakcje podobno są normalnym stanem w tej chorobie.Już syn kilka razy mu tłumaczył ,że mogłam go gdzieś oddać lub zostawić /niektórzy tak robią/ a ja wszystko rzuciłam /nawet pracę/ żeby się nim opiekować,ale do niego dociera tylko na kilka godzin.A najważniejsze w tym wszystkim,że nie chce się leczyć tylko rehabilitacja.Dlatego jeżdzimy na ćwiczenia,bo w domu rehabilitacja -nie, w Ośrodku gdzie był pól roku i tak jak by się tam urodził tak, bardzo chętnie w innym -nie/a załatwiałam gdzie tylko się dowiedziałam/ wię załatwiłam powtórny wyjazd,jechał bardzo chętnie i był zadowolony przez pierwszy tydzień a póżniej co zajechałam /a jeżdziłam co 2 dni/ to płacz lament i do domu,3 tygodnie wysiedział jak na szpilkach.Do lekarza -nie,leki-nie.Lekarze łapią go przy samochodzie lub na ćwiczeniach,.W związku z tym ja po prostu nie jestem w stanie nic więcej zrobić,tylko rehabilitacja aż powie nie i cierpliwość.A rehabilitacja tylko w tym jednym miejscu ,bo nie ma sensu szukać gdzie indziej na fundusz bo on powie -nie i nikt go nie zmusi.Ale się rozpisałam.Jeszcze raz dziękuję za odpowiedz i wsparcie bo tego potrzebuję i to nie od laików tylko od osób ,które mają lub miały styczność z tą chorobą. A może ktoś doczyta się czegoś między wierszami czego ja nie widzę i też mi odpowie.Dziękuję za każdą wiadomość.Pozdrawiam.
gość
02-09-2011, 13:24:07

Witam

Z tego co piszesz to wspaniale chociaz ze mąż chcesie rehabilitować,ze w sumie jest w jakims stopniu samodzielny.Tak jak mowisz psychikaa siada to wiem ale ja jakos nie poddaje sie złym wibracjom i lece dalej.Nie powiem nie raz miałąm dosc płakałam ale nie zostawie go nigdy nigdy,jakos poradze sobie z tym moze kiedys przemowi do mnie wreszcie na to czekam z niecierpliwoscia:) Pozdrawiam cie i zycze wytrwałości i cierpliwosci

Karola
Forumowiczka
02-09-2011, 20:02:24

Witam serdecznie i dzięki za wsparcie,mnie też nigdy przez myśl nie przeszło żeby go oddać lub zostawić.Też idę do przodu ale to są takie chwilowe załamania,jak mówiłam bardzo dużo pomaga mi znajoma psychiatra w prywatnych rozmowach i w niektórych momentach wiem ,że ona ma rację i powinnam tak zrobić jak mi radziła lecz jeszcze do końca nie potrafię się przełamac i wypracować u niego dyscyplinę,jak ja się stawiam to on zaczyna płakać jak dziecko/ bo to jest choroba płaczu/ i mnie wtedy ręce opadają i ulegam i koniec moich konsekwencji.Już trochę osiągnęłam ale jeszcze dużo przede mną.Czytałam Twoją historię i rozumię Twoją determinację, a z drugiej strony podziwiam gdyż jesteś jeszcze bardzo młodą osobą i większośc po prostu zabrała by dzieci i cześć/wiem co mówię w ciągu tych 2 lat choroby męża przebywałam ciągle w szpitalach lub ośrodkach i widziałam /.Piszesz,że mimo przeciwności losu i służby zdrowia nie poddajesz się,niestety tak u nas jest ,ja gdybym liczyła na NFZ to mąż do tej pory by leżał lub byłabym sama.A tak to jest się chociaż do kogo przytulić mimo,że on nie bardzo chce.Ja też nie należę do osób łatwo się poddających ,mimo jego choroby był na operacji oka w klinice,/2 tygodnie przed pierwszym terminem dostał udaru/ .Przekładałam termin kilkakrotnie gdyż po tej operacji nie może mieć wysiłku a dla mnie ważniejsza była natychmiastowa rehabilitacja a dla niego to była bardzo ciężka praca,aż w koncu lekarze stwierdzili ,że możemy jechać,po operacji 2 tygodnie jeszcze dodatkowy zabieg był bardzo szczęśliwy,że w końcu widzi to samo powinien mieć z drugim okiem i próbuję go namówić ale on tylko no,no a tzn.nie /niestety do takiej operacji trzeba kilka wizyt lekarskich i dużo załatwiania/.Pisałaś ,że uczyłaś mężą jeść itp.Niestety mój nie chce się uczyć tylko to co nauczyli go w ośrodku np.je łyżką i mimo mojej zachęty do widelca i pokazywanie,że niektóre potrawy łatwiej się je widelcem - nie,wręcz rzuca widelcem a jak nie dam łyżki to je palcami i tak jest ze wszystkim z myciem ,goleniem....Owszem są też sprawy,które pamięta wręcz obsesyjnie np. że w garażu jest pól butelki płynu nie trzeba kupować, terminy opłat /on się tym zajmował/ np opłaty są do 20 to jak usłyszy w telewizji ,że jest 10 to już jest awantura/tzn. muszę jeszcze zgadnąć o co się awanturuje/,telewizor chodzi jak przeglądarka,mimo że jest dużo kanałów sportowych,które sam sobie wybierał bo się tym interesował ale teraz jak 5 minut ogląda jeden mecz to jest bardzo długo.Ja myślę,że tak szybko się nie poddam tylko czasami ręce opadają gdyż człowiek jest bezradny .Kuzynka mi tłumaczy,że może kiedyś on mi podziękuje za moje starania ale ja nie chcę podziękowań tylko NORMALNOSCI w końcu przeżyliśmy razem duuuużo lat.No i znowu się rozgadałam/widocznie tego mi trzeba,aby ktoś niezainteresowany coś podpowiedział/Pozdrawiam życzę wytrwałości i dobrych wiadomośći o zdrowiu męża. Ps.ktoś powiedział "trzeba wierzyć bo jak się wierzy to się spełni"
gość
02-09-2011, 20:58:44

Witam

Co do mej młodości wiem ze tak co poniektorzy by zrobili uciekli w sina dal,ale nie ja od poczatku walcze o niego bo bardzo go kochamy,wiadomo sa momety załamania ale jest ich coraz mniej,jedziemy teraz 20 pazdziernika na rehabilitacje 6 tygodni mam cicha nadzieje na umiarkowana chociazby poprawe,nielicze na cuda ale troszke.Powiem ci Gosiu ze mnie sie wydaje ze moj maz to najpierw zacznie pisac nie mowic,poniewaz daje mu tablice oraz mazak ostatnio napisal WEZ tylko nie wiedzial co mam wziasc,ale to juz cos pisze bez ladu i skladu litery,szkicuje jakies bazgroly ale ciesze sie ze jest minimalna porawa znaczy ze mozg podjal prace i cos w pamieci zostalo,boje sie ze bedzie zachowywal sie jak 10 latek ze cofnal sie z pamiecia bo sa takie przypadki,ale nie bede gdybala poniewaz to co ma byc to bedzie.Jest troche złosliwy,wybredny na jedzenie nie wszystko chce wcinac pluje odrazu jak nie chce,szczypie wbija mi paznokcie w rece,ale wytrzymuje potrafie sie opanowac choc czasem zwracam mu uwage ze boli to on złapie mnie wtedy za wlosy i szrpie no poprostu rewelacja spokojny Michał zrobil sie jak diabeł.Ale tak to jest przy takich urazach.No jak zwykle truje smece ale komu mam sie wysmecic:)

Pisz jak bedzie ci zle zawsze pomoge ci jak moge:)
gość
02-09-2011, 21:23:39

I jak Pan Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno :) zobaczysz to okno na pewno. Ja zobaczyłam niejedno okno a byłam w potrzasku.
Wiara czyni cuda.

Podrawam A.
gość
03-09-2011, 19:06:13

Dziekuje za oparcie i otyche,chciała bym zobaczyć to okno jak najszybciej:)
Forumowiczka
03-09-2011, 20:43:44

Karola, dzięki za odpowiedzi jeżeli tylko czas Ci pozwoli to możesz pisać nawet codziennie o drobnych kroczkach,ja czekam niecierpliwie na każdą wypowiedz.A to ,że Michał mógł się cofnąć to być może ale jeżeli tylko chce się nauczyć to na pewno dasz radę.Gdzie jedziecie na rehabilitację? Co to za szpital ,o którym pisałaś?Mój mąż niestety ani pisać ,ani uczyć się czegoś nie ma zamiaru tylko jeszcze toleruje rehabilitację i to już prawie rok w tym samym miejscu,z obawą czekam na jego no,no. Ale obserwując go to wydaje mi się ,że on się też tego nauczył i traktuje to jak obowiązek jak pójście do pracy.Mam nadzieję ,że tak szybko nie zrezygnuje,bo co ja wtedy zrobię to boję się myśleć.Ale jestem dobrej myśli bo brak rehabilitacji to jest cofanie się. A jeszcze chcę spytać gościa ,który się wypowiadał ,gdzie to okno i jak wygląda ,może jego opowieść da nam więcej nadziei.Pozdrawiam cieplutko.
gość
03-09-2011, 21:31:32

Dobry wieczór Gosiaczku

My jedziemy na 6 tygodni do Bydgoszczy szpital Jurasza nie wiem jak tam jest napisałam nowy watek w sprawie tego szpitala zeby ktos udzielil mi info na temat rehabilitacji tam ale głucho.Własnie obawiam sie ze Michał bedzie dziecinny i beda mu głupoty w głowie a jak by nie patrzeć ma 35 lat wrrrrrrr boje sie jak nie wiem co.Tak jak lekarze nam mowili bedzie pani z nim klocki układała.I ta mowa boze nic głucho,tak brakuje mi jego głosu ze nawet nie jestes w stanie sobie tego wyobrazic:( Ale nie trace nadzieji mam nadzieje na lepsze jutro:)
Forumowiczka
04-09-2011, 20:38:38

witam Karola,widzę,że już ktoś udzielił inf.na temat szpitala w Bydgoszczy ,odnoście środków sanitarnych,higienicznych i napoi to tak jest wszędzie,nawet w zwykłych szpitalach.My byliśmy w GOR "Repty" tj koło Tarnowskich Gór.Wspaniały ośrodek,wspaniały personel i rehabilitanci.To tam męża postawili na nogi,pojechałam po 4 dniach i dostałam szoku gdy zobaczyłam jak zerwał się z łóżka i sam siadł na wózek,a zawiozłam go leżącego,bo trudno nazwać przystosowanie do wózka/tak napisali w karcie choroby/ gdy 2 chłopów go sadzało a on po 2 minutach spadał.Był tam pół roku / turnus trwa 3 tygodnie/ ,nie powiem deptałam koło tego ostro ale opłaciło się.Póżniej był jeszcze raz /drugi raz w ciągu roku/ ale niestety tylko 3 tygodnie bo co zajechałam /jeżdziłam co 2 dni/ to :płacz ,lament bo on chce do domu, więc na siłe nic się nie zrobi i dlatego zdecydował się na rehabilitację tu na miejscu i jeżdzimy codziennie na 3,4 godz. już 9 miesięcy.Z samej rehabilitacji jestam zadowolona/panie wymyślają ciągle nowe ćwiczenia/ gorzej z efektami ,ale ważne że się nie cofa to co wypracowane.A jeszcze nie mówiłąm ,że mąż w kwietniu miał drugi udar wykazały badania i wykryto torbiel podpajęczynówki.Tak,że ja cieszę z tego co jest ,oby się nie pogorszyło.Jakoś radzimy ,on tupta do łazienki ja resztę robię i jest ok czasami tylko dopadnie człowieka i myślę,dlaczego inni zdrowieją a on nie,ale ja widzę te lepsze przypadki .A w ośrodku to się napatrzałam oj.oj.oj. i potrafili wyprowadzić z bardzo poważnych stanów.A co do głosu Michała to też przyjdzie ,jeszcze się będziesz denerwowała ,że tak jak mój : "no,no,no,ku....wa" i to musi wystarczyć za wszystkie słowa.A najśmieszniejsze jest to,że on nigdy nie używał takich słów. Głowa do góry i do przodu bo jutro też jest dzień.Buziaczki!

gość

Dopuszczalne formaty pliku graficznego: jpg, jpeg , png.

Rozmiar zdjęcia nie powinien przekraczać 0.6MB.

Reklama:
Reklama:
Reklama: