Gość 2012-09-26 23:29:27
Bardzo ciekawi mnie czy jest na forum ktoś kto chodzi po górach? Ponieważ ja często łazikuję i często ciężko jest walczyć z miotonią na wysokościach. Dlatego chciałam zapytać jak wy sobie radzicie i czy w ogóle podjął się takiego wyzwania?? :)
Trafiłam na forum dopiero teraz, ale bardzo chciałabym podzielić się z Tobą moimi spostrzeżeniami. Też chodzę po górach.
GÓRY. Przede wszystkim zadbałam o wysokiej klasy buty (nie ślizgające się) - bo jak się podknę czy poślizgnę lęcę "jak długa" nawet się podepszeć nie mogę - trzeba dmuchać na zimne. Do tego zimą raki (oblodzone skały) lub kolce (na łatwiejsze szlaki).
Po 2) zawsze mam kijki. Nawet na trasie względnie prostej. Chyba, że są to ostre podejścia, szlaki (Orla), wtedy czekan - zawsze mam ze sobą coś w ręce, by się podepszeć w razie czego - ręce opornie, ale czasem działają w momencie upadku.
Po 3) uprząż. Zawsze wędruję z mężem lub siostrą. Przypinam się do nich lub do łańcuchów czy drabinek, gdy idziemy na szlaki typu Orla Perć. Nie ma brawury. Przesadne zabezpieczenie dla zawodowców, ale dla mnie "must have".
Po 4) nigdy nie schodzę gwałtownie ze szczytu w dół dopóki nie rozgrzeję się - nie dopuszczam też do wyziębienia organizmu. W tym celu odpowiednie ciuchy (nieprzemakalne lub szybkoschnące) i ciepły napój zawsze mam ze sobą.
AKTYWNOŚĆ na CO DZIEŃ. Poza tym dużo biegam. Od zawsze byłam zacięta, odkąd majac 6 lat rodzice odkryli że coś z moim wchodzeniem po schodach do sali w przedszkolu jest nie tak, nigdy nie dawałam sobie taryfy ulgowej. Choć na wf-ie startowanie na 100m z bloków odpadało - ale wf-ista zawsze pozwalał mi startować z tzw. startu wysokiego. Dobra rozgrzewka, skoki w górę do samego strzału z pistoletu i zawszze byłam pierwsza :) Czasem też daleko skakałam w dal. A czasem wręcz przeciwnie. Zauważyłam wtedy że stes tu jest istotnym wskaźnikiem czy mięśnie będą "działać" czy też nie. Na przekór wszystkim, na przekór chorobie nie poddawałam się. Poza tym w szkole na schodach - o zgrozo - wieczne kombinowanie jak tu nie robić tłoku na stopniach :P Czasem po prostu mówiłam że mam skurcz, czasem przemilczałam sytuacje. Na studiach na basenie szło mi nadzwyczaj dobrze. Na obowiązkowych zajęciach wf-u trener stweirdził: przyjdź do mnie na trening AZS. Zmierzył mi czas na 100 m - "Masz petardę w nogach!" powiedział, poza tym on i inni od zawsze zadawali pytania: "Ty coś ćwiczysz?" "Tak. Walkę z chorobą: - miałam ochotę odpowiedzieć :P w w końcu 3 lata temu postanowiłam że rzeczywiście zacznę ćwiczyć. Najpierw fitness, potem bieganie, teraz doszedł cross- fit. Idzie super! W końcu można z tego co napompowała choroba wyciagnąć 100% :) Nie czuję się gorzej - choć przyznam, że na początku poczułam pogorszenie spięcia mięśni po dłuższym wysiłki. Po przebiegnięciu półmaratonu (tak, biegam w półmaratonach) też tak mam - ale to widocznie dlatego, że gdy wysilam się bardziej niż dotychczas, bardziej niż na co dzień, mięśnie "nie ogarniają" i buforują swoje działanie. Potem wszystko wraca do normy.
Lekarz twierdzi że moja budowa jest TYPOWA dla miotoni - na Banacha nawet robili mi kiedyś zdjecie do książki medycznej
OBJAWY jakie mam to sztywnienie wszystkich mięśni zależnych od woli (szkieletowych) po dłuższym bezruchu czy nieużywaniu. Od twarzy, języka, ust,przez korpus do nóg i stóp.
W razie czego piszcie na email sis_nat@wp.pl. Codziennie sprawdzam pocztę, chętnie poznam innych z "tą" przypadłością.
