Kontynuacja postu Dodanego: 17-11-2011, 13:22...
Może rzeczywiście odważę się kiedyś jeszcze na eksperymenty :)
Ja i mój chłopak bardzo się kochamy i w sumie potrafimy (od niedawna) żartować sobie z jego choroby (oczywiście są pewne granice). Zdaję sobie sprawę, że niektórym żart z choroby się nie podoba - ale odnoszę wrażenie, że w ten sposób jest mu łatwiej...
Ja na szczęście byłam dość opanowana podczas ataku ukochanego. Jednak jedna rzecz na dość długo zapadła mi w pamięci i odbiła się na moim zachowaniu. Mój ukochany dostał ataku w łóżku – po opisanych wcześniej eksperymentach … tuląc się do mnie, więc gdy nastąpiły drgawki docisnął mnie do siebie i nie mógł puścić - na początku nie wiedziałam co się dzieje - potem próbowałam się wydostać z objęć by udzielić należytej pomocy... . No i przez kilka tygodni jak tylko się do mnie mój chłopak przytulił, jakoś bałam się - wiem, że nie powinnam ale panikowałam, czułam niepokój - nie chciałam by tak było - a jednak. Teraz już jest ok., minęły te myśli i strach ;)
Wiele czytałam na temat
epilepsji (zanim byłam świadkiem pierwszego napadu ukochanego), zazwyczaj jednak „straszono” skurczami ciała… nie wspominano za wiele o wyglądzie twarzy, sinieniu, oczach, odgłosach… (jedynie wzmianki), główny nacisk kładziono na skurcze i drgawki… jednak one z tego wszystkiego są najmniej przerażające, w sumie to w ogóle mnie nie przerażają. Przyznam, że oczy podczas napadu są jakieś pozbawione życia, duszy - jakieś takie jak u zmarłej osoby (przepraszam za porównanie)- patrząc na swojego chłopaka bałam się, że go stracę... odgłosy tak jakby duszenia się i moja i jego bezradność w tej chwili były dla mnie najbardziej przerażające.
Jak tylko mój kochany się przebudził wtuliłam się lekko do niego by nie widział, że jednak mimo wszystko łezka mi poleciała, głaskałam go, mówiłam jak bardzo go kocham, że musi wypocząć, pospać sobie - robiłam wszystko by nie wiedział, że ma atak (bo zawsze mi podkreślał, że mnie kocha, że wie, że akceptuję jego chorobę... ale że najgorszą chwilą jego życia będzie ta, w której będę świadkiem jego napadu), bałam się, że zrobi mu się przykro, że będzie mu głupio, że w takim momencie nastąpił pierwszy atak, którego byłam świadkiem - początkowo zasnął… i było już spokojnie po przebudzeniu jednak zorientował się, co się stało i zaczął płakać - było to smutne, bo cierpiał przez coś na co nie ma wpływu… Ja go kocham i rozumiem i wiem, że podczas kolejnego napadu będę silniejsza i wiem już czego konkretnie się spodziewać i obiecuję, że Go nie zawiodę :D