Historia mojego wujka z glejakiem wielopostaciowym byla niestety ciezka i krotka po diagnozie. Zaczelo sie kiedy jechal pociagiem z delegacji przejechal kilka stacji kolejowych, wysiadl kilkadziesiat km od domu, jakby stracil swiadomosc poczucie czasu i miejsca. Jacys przypadkowi ludzie mu pomogli i poinformowali rodzine gdzie jest itp. Na poczatku ciocia myslala ze moze popiwkowal sobie w pociagu i moze przysnal i przejechal swoj przystanek. Wujekk dobrze sie czul i nie pamietal co sie stalo. Po kilku tygodniach sytuacja sie powtorzyla z tym ze wysiadl gdzies i poszedl przez siebie. Nad ranem jacys lidzie znalezli go w lesie bez butow bez kortki calego ubrudzonego i oszolomionego. Pogotowie go zabralo i wykonani ekg na ktorym wyszly jakies nieprawidlowosci. Spedzil w szpitalu kilka dni na obserwacji pod katem serca. Dostal jakies leki na serce i wszystkie jego dolegliwosci przypisano sercu. Po kilku dniach po wypisie ze szpitala wujek zaczal bardzo szybko slabnac i tracic swiadomosc. Zabrala go karetka. W szpitalu zrobiono mu tomogral. Lekarz powiedzial ze jest jakas ogrimna masana jednej z polkoli i mniejsza na drugiej. na drugi dzien mial zrobione MRI. Lekarz powiedzial ze jest to na 99% glejak wielopostaciowy rozlany juz na druga polkole. Jeden z guzow byl wielkosci pomaranczy.W tym samym tyg wujek mial operacje ratujaca zycie. Po operacji byl swiadomy na 50%, niedowlady konczyn obustronne, brak mowy problem z jedzeniem, zalatwianiem sie. Po wdrozonym leczeniu sterydowo przeciwbolowym byla mala poprawa w sumie to tylko kilkutygodniowa stabilizacja.Mial bardzo dobra opieke. Zyl po diagnozie okolo 6 miesiecy w ciezkich meczarniach dla niego i wszystkich bliskich. Dodam ze byl postury jak pudzian a po kilku tyg od diagnozy wygladal o polowe mniej.