W 1989 roku na glejaka zmarła moja wówczas 16 letnia siostra. Po 11 miesiącach od zachorowania. 3 operacje. Bez chemii i radio. Lekarze mówili, że to nie pomoże. Tez myśleliśmy, że wszystko będzie dobrze. Po pierwszej operacji czuła się świetnie. Przez 8 miesięcy. Zdążyła się nawet jeszcze zakochać :) z wzajemnością: ) Minęło 28 lat. Nadal glejak jest najgorszym i nieuleczalnym nowotworem. Kilka dni temu dowiedziałam się o bliskiej znajomej. Kobieta przed 40 -stką. Czworo dzieci. Najmłodsze to jeszcze niemowlę. ...
Piękna, zdolna, dobra.. mądrze wychowująca dzieci..
My codziennie wspominamy moją siostrę. A mama.. zachorowała na Alzheimera. Zdarzają się dni, kiedy "odkrywa" śmierć córki i na nowo płacze. Zgadzam się.. glejak to choroba całej rodziny.
I nadal nic nie można zrobić. Bezsilność jest najgorsza. Współczuję wszystkim chorym i rodzinom. Niewiem czy zdecydowalabym się na "szarpanie" w celu leczenia. Chemię, radioterapię. Rokowanie jest złe. Chyba czas zamiast na jazdy do szpitali, siedzenie przed gabinetami, szukanie nowych metod leczenia z ryzykiem wpadnięcia w ręce hochsztaplerów wyciagających ostatnie pieniądze bez żadnych - nawet nie gwarancji, ale nawet nadziei itp chciałabym przeżyć jak najlepiej z osobą, która zachorowała. Oczywiście do momentu kiedy to będzie jeszcze możliwe. Później pozostaje dbać o godne odchodzenie, zmniejszenie bólu i wszelkich dolegliwości.