Powiem tak: gdy przed moją operacją słyszałam (od innych, którzy już ją przeszli), że nie ma się czego bać - nie wierzyłam, myślałam, że tak mi dodają otuchy, że tere fere itp..... Teraz sama to mówię, bo już wiem. Dziś medycyna robi cuda, aparatura jest wspaniała. Operacja? Usypiają i znieczulają Cię i nie ma prawa boleć. Po operacji też jest 0k. Mnie n.p. oprócz łopatek nic nie bolało, absolutnie nic. Na pierwszej wizycie po spytałam swojego neurochirurga dlaczego tak nic a nic mnie nie bolało a on wytłumaczył mi to mw tak: robią małe, nie głębokie cięcie, tylko skórę, mięśni nie przecinają. Przez mięśnie do kręgosłupa "prześlizgują się" pomiędzy mięśniami szyi do kręgosłupa. Kręgi nie mają okostnej, zatem nie są unerwione, mogą w nich wiercić, robić, co muszą. Potem zaklejają jak ranę na palcu (przynajmniej mnie nie szyli) i to wszystko. Miejsce przecięcia boli właśnie tak jak ranka po przecięciu palca nożem ale to jest krótkotrwały ból (ze 2-3 dni) i mija, zanim całe znieczulenie z Ciebie zejdzie. To było wyjaśnienie, dlaczego tak naprawdę nic a nic mnie nie bolało. Do dziś jestem w pozytywnym szoku. Po operacji czekałam, kiedy zacznie boleć, myślałam: przejdzie znieczulenie, to zacznie. Ale nie. I tyle. Achaś! Łopatki, plecy trochę bolą (jak po przeciążeniu) ale to podobno normalne, bo jednak pewne nerwy w czasie operacji są poruszone. Ja kupiłam sobie poduszkę-masażera i mi pomagało.
Jedno jest pewne - samo nie minie i nawet jak trochę przestanie boleć to zmiany postępują.