Znalazłam to forum podczas kolejnego ataku aury wzrokowej. Wiem, że wątek jest stary, ale może właśnie warto odświeżyć, czy w 2024 ktos coś nowego wie na ten temat...
Ja mam ataki od wielu lat. Aura czyli migoczący zygzak, zwiastowany przez kilka minut niewyraźnego widzenia, potem zygzak ok 20-25 min., po nim jeszcze niewyraźne widzenie. Bez bólu głowy. Czasem po aurze trochę ćmiąca, "odrętwiała" głowa. Może nie brzmi to strasznie, ale dla mnie te ataki były zawsze bardzo stresujące i jednak częściowo wyłączają z funkcjonowania na ponad pół godziny. Wiele lat temu podczas tych ataków występowało również drętwienie ręki i twarzy, w późniejszym czasie już ich nie było.
Od neurologa dostalam Lamotrix z dużą pewnością, że zadziała. Ale po długim czasie wydaje mi się, że wcale nie działa (biorę, bo boję się, że byłoby gorzej).
Czy ktoś z Was dostał na to może jakieś leki od neurologa?
Od dawna prowadzę dzienniczek napadów i żadnego klucza w nich nie znalazłam. Ani stres, ani niewyspanie, ani jakieś konkretne jedzenie, ani ciśnienie wydaje się z tym nie wiązać.
Czytałam, że aury mogą być związane z hipoglikemią (spadki cukru), które czasem miewam, ale nie wtedy kiedy ataki aury. Lub z zaburzeniami hormonalnymi (być może, bo mam ciężkie pms-y, ale aury i tak nie zdarzają się w konkretnych dniach cyklu, tylko raz tak raz siak. Pomyślałam, że może bardziej chodzi o skoki hormonalne w ciągu cyklu).
Miałam jedną mocną teorię, że ataki wynikały z niskiego poziomu żelaza, bo miałam wiecznie anemię, a gdy w końcu po długim suplementowaniu żelazo było ok, aury zniknęły na kilka miesięcy! ...ale potem powróciły, choć poziom żelaza nadal był ok. Teoria upadła. I nie mam pojęcia od czego zależało, że przez jakis czas było lepiej, a teraz znowu ataki występują 1-2 razy na miesiąc
Oprócz Lamotrixu próbowałam jeszcze picia naparów z krwawnika (zero różnicy) i brania na początku aury aspiryny (nie pomagało).