Pytanie o ból gardła po intubacji. Nie ma co demonizować dolegliwości. Rurka jest wprowadzona po zaśnięciu i zwiotczeniu mięśni więc nie jest traumatyczne. Usuwana jest po wyjściu ze zwiotczenia, kiedy pacjent samodzielnie, wydolnie oddycha, jest już kontaktowy ale w półśnie, więc usuwanie rurki też nie jest bolesne i w zasadzie odbywa się poza świadomym odczuwaniem. Wyjątkowo z powodu różnic osobniczych w rozkładaniu leków może się zdarzyć, że ktoś odczuwa obecność rurki po wybudzeniu, ale radzę podchodzić do tego z zaufaniem do zespołu anestezjologicznego o największą troskę i bezpieczeństwo pacjenta. Nawet jak coś przez chwile przeszkadza, to nie szarpać się, jest bezpiecznie. Ewentualne dolegliwości są łagodne i krótkotrwałe.
Po operacji odcinka szyjnego większy ból może wynikać z konieczności lekkiego, mechanicznego przesunięcia przełyku i tchawicy, żeby uwidocznić kręgosłup. Głowa jest odchylona do tyłu tak, żeby uzyskać w miarę płaską płaszczyznę, więc mięśnie przez czas operacji są napięte niefizjologiczne. Z w/w powodów może pojawić się miejscowy
ból szyi i okolicy międzyłopatkowej. Może, nie musi. Leki p. bólowe podawane pooperacyjnie nie działają wybiórczo, więc z tym bólem sobie poradzą. Może się też pojawić lekki problem z przełykaniem, uczucie guli w gardle. Okoliczne tkanki są obrzęknięte, jest "ciaśniej" To wszystko jest krótkotrwałe, przejściowe. I jeszcze raz podkreślam- może wystąpić, nie musi. Żeby złagodzić Wasze obawy, jak się skaleczymy to też troszkę boli, a to takie trochę większe skaleczenie, jakieś krótkotrwałe skutki ma.
Przez jakiś czas można odczuwać niedoczulicę skóry w okolicy blizny, podbródka. Może nieco drażnić, że drapiemy, szczypiemy a nie czuć. Bez nerwów, nie ma znaczenia zdrowotnego.
Ruchomość szyi u mnie. W prawo pełen zakres tak jak w zdrowym kręgosłupie, tak na wyczucie ok.45-50 stopni. W lewo też ale wyczuwam lekki opór. Zakres wystarczający do normalnego funkcjonowania. Dodam, że niezbyt dbam o pozycję np. do czytania w pozycji leżącej, broda nieraz przyparta, ale tego nie polecam. Zakres ruchu oceniam jako fizjologicznie prawidłowy.
Implanty cage peek (klatki międzytrzonowe) na poziomach C4-5-6-7
Pacjent nie ma możliwości wyboru dostępu operacyjnego, bo jedyny możliwy dla tego rodzaju operacji jest dostęp przedni. Tylny jest stosowany w innych wskazaniach niż
dyskopatia. Proponuję wrzucić sobie grafikę obrazująca budowę odcinka szyjnego, przebieg dużych naczyń, łatwość dostępu przedniego. Kiedyś usłyszałam, że jest podane jak na talerzu:)
Dobór rodzaju stabilizacji należy tylko do lekarza a wynika z zaawansowania choroby, dostępności czy preferencji w danym oddziale. Cięcie pionowe czy poziome to raczej upodobania operatora niż wskazanie. Chociaż jeżeli są trzy poziomy na raz to pewnie pionowe daje lepszy dostęp. Ja mam trzy poziomy, dwie operacje. Cięcia poziome długie, w odstępie ok. 3 cm. wkomponowane w zmarszczki, niewidoczne. Niewidoczne cięcia, zmarszczki widoczne:) ale ja leciwa jestem.
Sięgając pamięcią, to zgoda na operację wyglądała zupełnie inaczej. Dane, data, rodzaj operacji, świadoma możliwych powikłań i podpis. Obecnie to nieraz wielostronicowe opisy tego co zdarzyć się może. Ja, jak zapytałam swojego neurochirurga o możliwe powikłania, to usłyszałam śmierć, kalectwo a na pytanie o mniejszy kaliber usłyszałam, mniejsze kalectwo. Ale ja z branży, więc rozmowa miała charakter dosyć luźny, wręcz żartobliwy. Tu wyluzujcie i przyjmijcie z przymrużeniem oka, choć tak było naprawdę, tylko napisałam jaka jest różnica w zgodach operacyjnych. Wszystkie informacje jakie uznałam za niezbędne na tamtym etapie otrzymałam a i tak w dzień operacji mimo sedacji( tabletka uspakajająca, którą otrzymuje każdy pacjent) trzęsłam portkami, a raczej koszulką flizelinową.
Przed operacją jest również zbierany wywiad anestezjologiczny i zgoda na znieczulenie. Tu warto też zadawać pytania, bo po przekroczeniu progu bloku operacyjnego, to zespół anestzjologiczny jest tym, z którym mamy kontakt przed zaśnięciem i po wybudzeniu, więc można pytać jak takie "powitanie i pożegnanie" wygląda. Operatorzy przychodzą "na gotowe" nieraz pomagają przy przekładaniu pacjenta ze stołu operacyjnego, to jeżeli głowa już odpowiednio kuma, można usłyszeć, że wszystko w porządku. I tak więcej się nie zapamiętujemy, bo to czego najbardziej potrzebujemy w tym momencie, to święty spokój, żeby nie bolało i żeby dalej spać:)
Wracając do zakresu informacji, to już indywidualna potrzeba. Nie zawsze więcej, znaczy lepiej. Ja dawno temu na forum wyraziłam to tak. Wyobrażam sobie, że wsiadam do samolotu. Ufam pilotowi, jego kompetencjom. Nie ma guziczka "przystanek na żądanie" Wsiadłam i lecę, ale przed tym lotem wiedziałam, że zdarzają się w czasie lotu sytuacje niepożądane i nieprzewidywalne. Chcę jednak dotrzeć do celu podróży i nie nakręcam się negatywami.
Tak samo jest z operacją. Cierpię, istnieje ryzyko znacznego pogorszenia neurologicznego. Celem mojej podróży jest poprawa samopoczucia, bezpieczniejsze funkcjonowanie, zabezpieczenie przed dalszą degradacją rdzenia i korzeni rdzeniowych. Nie mam wyboru co do uzyskania takiego efektu poza operacją. Mam wybór lekarza, który będzie takim "pilotem" Ufam mu, nie wciskam guziczka 'na żądanie" Bo z czym zostanę? Z cierpieniem, z ryzykiem kalectwa, z depresją z powodu coraz większych ograniczeń.
Podsumowując. Forum istnieje 13 lat, przewinęło się przez nie kilkadziesiąt, jak nie więcej osób. Jako, że udzielam się tu od pierwszej strony, z wieloma osobami szczególnie z pierwszych lat miałam długi kontakt, z niektórymi do dziś, nie ma ani jednej osoby, u której wystąpiłyby powikłania ryzykowne dla życia. Kilka, może kilkanaście osób jako efekt uzyskało poczucie bezpieczeństwa po odbarczeniu struktur nerwowych ale w samopoczuciu różnie bywa, nieraz jak przed operacją. Zdarzały się reoperacje, jestem jedną z nich, ale z biciem się w piersi, nierzadko był to efekt naszego chojrakowania po pierwszej operacji. Było tak dobrze, że czumu się ograniczać Większość ze znanych mi dyskopatów, to osoby bardzo aktywne, nie godzące się na ograniczenia. Przestrzegam wszystkie stęsknione tancerki i inne sportsmenki, niezastąpione panie panie domu, co to bez roboty chata się zawali. Proces zrastania implantów z trzonami trwa kilka miesięcy. Niekiedy sąsiadujące poziomy są też uszkodzone ale jeszcze nie operacyjne. Mięśnie szyi są osłabione przez mniejszą ruchomość w trakcie dolegliwości i pooperacyjnie. Szyja jest wiotka. Potrzeba czasu żeby mięśnie się odbudowały, to krucha ochrona.
Ja i większość osób z początków forum, po tylu latach już zapomniało o operacji. Przypominam sobie tylko od czasu do czasu na użytek udziału w forum. Tak nieraz wchodzę, żeby pocieszyć i uspokoić oczekujących.
Kawo, miło Cię widzieć. Fajnie, że zaglądasz bo Twój luz wnosi spokój i dystans. Z.