Megi, Marychaj, Grześ bardzo Wam dziękuję... Megi czytając Twego posta popłakałam się....Dziękuję...
Nie pamiętam czy w poprzednim poście pozdrawiałam dzielną mamę Matiego, jeśli nie, to korzystam z okazji i POZDRAWIAM CIĘ serdecznie...
Może kilka słów dla "nowych".
Moja mama 19.09.2008 miała zatrzymanie akcji serca (NZK). Niedotlenienie, podejrzenie (tylko na podstawie obrazu klinicznego) o poważne uszkodzenie pnia mózgu. Lekarze mówili, że się nie obudzi, że będzie roślinką. W szpitalu musiałam walczyć o wszystko: o dokarmianie, o leki, o dodatkowe badania, nawet o wizyty neurologa i innych specjalistów. Mama wybudziła się (nie stało się to z dnia na dzień jak na filmach - trwało to bardzo długo, etapami). Wracała do zdrowia. Zaczynała chodzić z naszą pomocą, wracała jej pamięć teraźniejsza i wsteczna (poznawała nas i pamiętała daty urodzin, pamiętała imiona swoich koleżanek i adresy ich zamieszkania). Jadła prawie sama. Bywało, że udało się jej załatwić na ubikacji. Próbowała czytać i pisać. Siedem miesięcy po zatrzymaniu akcji serca zmarła na zapalenie płuc. Po śmierci miała robioną sekcję zwłok. Okazało się, że niema widocznych uszkodzeń pnia mózgu (!)
Kochani, nie słuchajcie się lekarzy jeśli mówią, że pacjent jest w stanie beznadziejnym. Wierzcie do końca, bo cuda się zdarzają. Jeśli tylko macie taką możliwość zabierajcie swoje śpiochy do domu. Jeśli mieszkacie w dużych miastach lub blisko, poszukajcie studenta rehabilitacji. Biorą oni niewielkie pieniądze, są bardzo sumienni i starają się. Jeśli ktoś jest z Warszawy i poszukuje takiej osoby mogę podać namiary na dziewczynę, która pracowała z moją mamą -POLECAM.
Mama po wybudzeniu, gdy wróciła jej świadomość (ok. 3 miesięcy po wypadku) wielokrotnie prosiła mnie, żebym już nigdy więcej nie oddała jej do szpitala. W domu była bardzo szczęśliwa i szybciej dochodziła do siebie...
magda (kokoikam)