WIARA czyni cuda!!! Ja wchodzę na forum,ale jakoś nie miałam odwagi pisać.W sierpniu 2010r w wieku 59 lat w momencie zabolała mnie z tyłu głowa ,gdzie ból stawał się nie do zniesienia mogę porównać go do rozsypania się potłuczonej szklanki (jestem niskociśnieniowiec)
Zadzwoniłam po siostrę żeby mnie zawiozła do przychodni,ona myślała że ja żartuję bo wróciłam przed chwilą od niej.W przychodni pani doktor kończyła pracę,ale kazała mi wyciągnąć kartę.Na przyjęcie czekałam aż 30 minut,bo była jeszcze pacjentka z kolejki widziała jak ja cierpiałam,jęczałam ale znieczulicy chyba nigdzie nie brakuje!Jak weszłam do gabinetu to lekarz wezwała od razu pielęgniarki z łóżkiem,włączyli mi wenflon i leki a lekarz uświadamiała mnie że pojadę do szpitala i będę miała operację głowy i mam się na wszystko godzić dla mojego dobra, przyjechała karetka i pojechałam do szpitala już było szybko bo jest obok przychodni .Zrobili tomograf,diagnoza:TĘTNIAK!Wołają helikopter żeby mnie zawieść do szpitala w Łodzi,bo u nas nie operują.ERKA była wcześniej ,jedziemy ja cały czas modlę się jak umie.Robią dokładne badanie diagnoza :pękł tętniak nastąpił wylew podpajęczynkow nie do operacji. Mogę wracać do szpitala w Bełchatowie ,wracam bo bliżej do domu.Leczenie w szpitalu trwało 15 dni kiedy musiałam być pod obserwacją lekarza,jak byłam przyjęta na neurologię ordynator był na urlopie kiedy wrócił i przyszedł na obchód powiedział: szczęściarą jesteś ale tylko ty ,dostałaś drugie życie.Ja powiedziałam to była wola Boża, on: jak tak uważasz niech tak będzie.Jeśli was nie zanudzam to jeszcze napiszę,jak leżałam jeszcze na izbie przyjęć w czekając na helikopter zdążył dojechać syn,byłam tak dzielna i powiedziałam jemu że chciałabym żyć ale jeśli wola Pana Boga będzie inna i będę musiała odejść ma dopilnować młodszego syna żeby się nie załamał i skończył studia (jest między nimi 15 lat różnicy)a samochód ma być dla wnuczki ,bo małżonek nie jeździ ze względu na zdrowie,żadnych pieniędzy na ratowanie mojego życia,tylko modlitwa i wiara może mi pomóc.I tak się stało ,później mi powiedzieli że w domu rozpacz (a mam ośmioro rodzeństwa z tego sześcioro mieszkamy obok siebie) bo wiedzieli czym ta bomba grozi a ja taka dzielna byłam ! Wyszłam ze szpitala we wtorek,a w środę u nas w parafii odprawia się nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy ja chciałam tam bardzo być i dziękować za Dar Życia i zdrowia ale wiedziałam że mąż mi nie pozwoli i siostry nie będą chciały mnie wziąć bo nie wolno było mi chodzić,jedynie tylko za swoją potrzebą a tak leżeć aby się krew wchłaniała, a trwa to bardzo długo. To ja wymyśliłam żeby wnuki przyjechali wykosić trawę no i z wnusią pojechałam ,no i moje siostry też.W czasie mszy św. ksiądz ma czytanie o kobiecie która ma krwawienie mózgu.....siostry spoglądają na mnie ze łzami w oczach.Powiem że czuję się dobrze ale wszyscy ganiali mnie jak chciałam coś robić,najbardziej moje siostrzenice bo mieszkają naprzeciwko a synowie w innych miastach to nie widzieli.Nie mogę dzwigać i problem z zakładaniem firanek ale ja nie chcę być zależna i robię już wszystko sama w miarę możliwości ,a nawet teraz żeby wyjść do ludzi to pomagam w opiece nad dzieckiem,ale razem z mamą .Nie można się poddawać,wiadomo że są też gorsze dni ale ja wierzę że będzie dobrze i życzę tej Wiary Wam chorym i Waszym rodziną.Pozdrawiam